Mnie sie w Incepcji bardzo spodobala ostatnia scena, jej niejednoznacznosc. Natomiast jako calosc, film w miare okej, ale bez tej calej rewelacji, o ktorej tak trabiono. Na pewno slabszy od Matrixa.
U mnie to poczucie lubienia/nie lubienia siebie ma postac sinusoidy. Czasem jest tak ze wszystko sie uklada, wiem ze bedzie dobrze a innym razem jak sie pieprzy to juz wszystko. I jak tu miec stale poczucie wlasnej wartosci, czuc ze mozna cos osoignac?
Podobnie ja Andra, nie mialam nigdy tego problemu. Ale nie zmienia to faktu ze wspolczuje wszystkim ktorzy musza walczyc z nalogiem tylko dlatego ze czesto nie byli dostatecznie rozsadni w mlodosci.