Mąż własnie uspił Viki więc mam trochę czasu na opisanie wam wszystkiego i odpowiedz na wasze pytania...
1. Victoria wazyła 3990g i mierzyła 56cm
2. Bycie mamą jest wspaniałe, naprawdę... w zasadzie nie da się tego opisac słowami... tej miłości jaka wypełnia cie całą już na sama mysl o dziecku, ciągłej potrzeby przytulania go, patrzenia na niego i tego uczucia jak bardzo jesteś szczęsliwa, że masz takiego skarba... i że dopiero teraz twoje zycie jest pełne...
3. Ja jako mamusia mam swoje 5 minut radosci i 5 minut troski
Szczególnie kiedy Viki płacze... wiem, że to naturalna forma komunikacji noworodka ale jak tylko mała zapłacze kroi mi się serce i chce mi się płakac razem z nią...
4. Tatus jest zachwycony córeczką... bardzo mi pomaga i wyręcza mnie w domciu...
5. Mój poród... hmmmm...
Jak wiecie miałam miec w niedzielę wywoływanie... ale w nocy koło 1 obudziły mnie pierwsze skurcze. Nie były az tak silne i czesto (co 20 minut) wiec polozylam sie spać. Nastepny raz obudziam sie o 4 nad ranem i wiedziałam, że to juz to... Skurcze były dużo silniejsze i co 5 minut. Obudziłam męza, wzięłam prysznic, zjadłam sniadanko i pojechałam do szpitala. Byliśmy tam o 6 rano. Połozna mnie zbadała i stwierdziła, ze mam 4 cm rozwarcia i rzeczywiście rodze. Powysyłałam więc smski do wszystkich, że sie zaczęło a potem przebrałam i dostałam kroplówke z antybiotykiem. Koło 9 miałam zrobione USG (bo była tez w sali studentka i połozna chciała jej pokazac jak się to robi) i moja mała była rzeczywiście glowka w dół i po lewej stronie. Koło 11 połozna mnie zbadała i stwierdziła, że niestety rozwarcie nie postepuje i zaproponowała przebicie wód płodowych. Zgodziłam sie i juz w ciągu pół godziny po skurcze przybrały na sile. Podłączono mnie do KTG i monitorowano ilośc i siłę skurczy. O 13 miałam już rozwarcie na 6cm i skurcze na tyle silne, że zaproponowano mi uzycie gazu. Spróbowałam kilka razy, ale oprócz zakrętów głowy i odruchu wymiotnego nie przyniósł on zadnego efektu. Między 14 a 15 skurcze były na tyle sile, ze poprosiłam o wannę. No i pomogła, ale tylko jak skurczy nie bylo!!! Bo jak przyszły to nawet w wodzie czułam ból jak jasny gwint. O 16 ponowne badanie wykazało, że rozwarcie jest na 8cm. Ja byłam juz na tyle umęczona skurczami, że poprosiłam o Epidural. Połozna próbowała mi wyperswadowac, że to juz tylko kwestia 2-3 godzin i urodze, ale ja się uparłam, wiec mi podłączyli. W przeciągu 20 minut ból znacznie zmalał, czułam cos ale już nie o takiej sile jak wczesniej. Ponieważ po Epiduralu musiałam być monitorowana podłączo mnie ponownie do KTG i do cisnieniomierza. Dano mi tez kolejna dawke antybiotyku. O 18 zaczęły sie parte, wtedy połozna połozyła rekę na moim brzuchu i mówiła kiedy mam przeć. Niestety po godzinie nie było wiekszych efektów, więc połozna wezwała ginekologa. Po badaniu okazało się, ze mała obróciła się plecami do moich pleców i utknęła w kanale rodnym
Ginekolog próbowała obrócic mała ale bezskutecznie, więc zaproponowała mi próżnociąg. Pamiętałam co pisała Delfinka, więc odmówiłam. Ale po debacie z mężem i wypytaniu się o wszystko ginekolog wyraziłam zgode na 2 próby z próżnociagiem. Przeniesiono mnie na sale operacyjną, popodłaczono do kroplówek i innych badziew a potem spróbowano z próżnociągiem. Bez efektu. Pozostało wiec tylko cc. Dostałam wieksza dawke Epiduralu i zaczeto "wyciągac" Viki z mojego brzucha. Nie było łatwo, bo utknęła w kanale i lekarze musieli być bardzo ostrozni by nie zrobic jej nic i nie rozerwać mi np. pecherza. Na szczęscie udało sie i o 20:17 usłyszelismy z mężem krzyk naszej kruszynki. Anastezjolog powiedział nam ze to dziewczynka. I wtedy się popłakałam (maz tez). W 1 minucie Viki dostała 7 punktów Apgar, a po 5 minutach juz 9
A potem dali malutką mojemu męzowi i zaczęła sie sesja fotograficzna...
I to tyle... Mam nadzieje, że was nie nastraszyłam
to wyglada okropnie, ale uwierzcie mi da się przezyć... i zawsze trzeba być dobrej mysli...
6. A Viki jest cudowna. To raczej spokojne dzieciątko. Płacze w zasadzie tylko jak jest głodna lub ma problem z pruknięciem sobie. A tak to spi, je, odpoczywa sobie lub wisi na raczkach u tatusia...
7. Mamy tylko problem z karmieniem. I to dośc spory
Ponieważ poród był cięzki więc Viki miała kilka siniaków i krwiaczków na głowie i kazdy dotyk sprawiał jej ból. Musiała więc niestety byc karmiona z butelki i to w dodatku sztucznym mlekiem, bo u mnie w piersiach były pustki. A jak juz zaczęłam miec pokarm to moja niunka nie chce go ssać
Za kazdym razem gdy ją przystawiam do piersi jest wielki krzyk i płacz, ona wypluwa sutek lub odwraca główkę a ja jej wsadzam z powrotem (czasem musze nawet na siłę)
I tak to trwa aż któraś z nas skapituluje, tzn. ona wreszcie się przyssie lub ja dam jej butelkę
Więc teraz moje karmienie to cycek, jesli juz się zanosi od płaczu to dostaje moje odciągnięte mleko lub szutczne
A na koniec całego karmienia ja jestem roztrzęsiona i cała mokra, ona umeczona i tez mokra a mój mąż totalnie sfrustrowany ze nic nie może pomóc
No teraz to wam się rozpisałam
Ciekawe czy dacie rade to przeczytac