Witajcie dziewczynki. Pamiętacie mnie jeszcze. Chwilę mnie tu nie było, bo zdarzyło się u mnie sporo.
Może zaczną od tego że w niedzielę 12 sierpnia złamałam sobie nogę spadając z ostatniego schodka. Najgorsze to ze na rękach miałam malutkiego i bardzo bałam się że coś mu się stało, ale na szczęście upadłam na kolana i mocno go trzymałam więc nic mu się nie stało. A ja razem z M. od rana przez 3 godziny siedziałam na pogotowiu żeby zobaczyli moją nogę. Jakoś się trzymałam , tylko noga z każdą chwilą bardziej puchła i bolała. Nerwy puściły mi dopiero kiedy weszłam do środka do gabinetu i dowiedziałam się że kość złamana i nogę trzeba włożyć gips

A lekarz który mnie przyjmował jeszcze był taki wredny że

Trochę się wtedy podłamałam bo miałam już wizję że nie będę mogła się zająć Krystiankiem. No i w sobotę czyli za 6 dni miał się odbyć nasz ślub i wesele. Przepłakałam i przeleżałam u rodziców z nogą w gipsie do góry 2 dni. W środę jakoś doszłam do siebie i pogodziłam się z tym że mój ślub nie będzie wyglądał tak jak to sobie wymarzyłam. Na szczęście przez ten czas dzieciątkiem zajęła się moja rodzina więc chociaż o tym nie musiałam myśleć.
W czwartek rodzinka namówiła mnie na prywatną wizytę u ortopedy. Trochę niechętnie ale poszłam i powiem Wam że były to najlepiej wydane 50 zł. Lekarz bardzo milutki i ściągnął mi gips i nawymyślał na tamtego lekarza bo żadnego złamania nie było tylko skręcenie i gips nie był potrzebny i wystarczył tylko stabilizator na stopę. Dzięki niemu odzyskałam humor i znowu bardzo się cieszyłam na swój ślub.
No i nadszedł ten wymarzony dzień. Od rana bieganina. Fryzjer, makijaż, paznokcie. Potem ubrać się ( a nerwów trochę miałam) i do kościoła. O 15:17 razem z moim M. przysięgliśmy sobie miłość, wierność itd.
Powiem am szczerze że tak jak nie chciałam wcześniej mieć wesela, tak teraz bardzo się cieszę że dałam się namówić i że w tym wyjątkowym dniu wszyscy nasi bliscy świętowali razem z nami. Wesele udało się bardzo fajnie, wszyscy się wybawili
Tydzień po weselu to minął mi nie wiem kiedy. Ciągle było coś do zrobienia i dopiero na weekend wróciliśmy do naszego domu, tylko że nie sami bo jeszcze moja 9- letnia kuzynka chciała do nas przyjechać na wakacje. Była bardzo pomocna bo zajęła się malutkim a ja w tym czasie doprowadzałam dom do porządku. Wczoraj było już trochę luźniej, ale musiałam jeszcze nadrobić zaległości z pracy (bo cały czas coś mi zlecają do robienia w domu) i dopiero dzisiaj mogłam zajrzeć do Was. Nie mam pojęcia kiedy przeczytam te wszystkie posty które napisaliście kiedy mnie nie było.
Trochę się rozpisałam więc na razie kończę. Odezwę się jeszcze później. Mam nadzieję ze mnie jeszcze pamiętacie