ok no to moze dzis sie mi uda cos napisac... U nas nocka bardzo spokojna, chociaz Jasiu wiecej spi w dzien, a w nocy usmiecha sie i bawi raczkami. Wczoraj byla pierwsza kapiel, malemu bylo troszke za zimno bo za slabo nagrzalismy pokoj i plakal, a ja bylam zlana potem z gory na dol, potem walczyl ze zrobieniem kupki, to chyba przez moja szpitalna diete, na obiad kalafior i fasolka, sama az mialam wzdecia, glupia... Ale wszystkie mamy to jadly! Mam problem z karmieniem z prawej piersi bo wciaglo mi sutka do srodka, no i lewy pusty, a prawy boli jak chol.... bo Maly nie chce z niego jesc, probowalam sciagac pokarm do laktatora, ale lipa jak nie wiem, moj laktator nie dziala! Skladalam go i rozkladalam chyba ze sto razy, wogole nie ma ssania, moge pompowac i pompowac i nic sie nie dzieje. Dzisiaj mam zamiar skoczyc do sklepu po mleczko bo obawiam sie ze dlugo tak nie pociagne, cycus wyglada strasznie z taka dziura do srodka, no i probowalam juz masazy, okladow i nic, a przeciez jednym cycorkiem caly czas karmic nie moge! Poza tym Malutki jest bardzo grzeczny! Krzysiek zabral aparat dzis do pracy wiec nie pokaze Wam zdjec przed wieczorkiem
No i teraz relacja z porodu
Tak wiec cala noc meczylam sie ze skurczami, ale w szpitalu mnie widziec nie chcieli... Kurcze mialam wrazenie ze urodze w domku. Mielismy sie stawic w szpitalu o 9 ale nie chcialam juz czekac i bylismy przed 8, oczywiscie w szpitalu skurcze byly duzo slabsze, moze temu ze czulam sie bezpiecznie. Ok.10 przyszla lekarka zaaplikowac zel... Tym razem nie bylo tak strasznie jak ostatnio, byla to kobieta i byla bardzo ostrozna, potem na godzinke podlaczyli mnie do ktg, a pozniej musialam spacerowac. Trafilam na super polozna, wczesniej zapytala czy mam jakies pytania, no i ja od razu wypalilam z lewatywa
Na szczescie robia
No i pytala czy ewentualnie bede chciala skorzystac ze znieczulenia. Spacerki z mezem byly super, pomagalo mi opieranie sie o niego w trakcie skurczu, skakanie na pilce nie bardzo... Fajne bylo tez przykladanie worka z goraca woda na brzuszek, na cale szczescie nie mialam bolow krzyzowych, tylko bolalo samo podbrzusze. Przy kazdym skurczu mowilam do Krzyska, ze nie dam rady, a jak bol mijal to gadalismy o glupotkach
Polozna powiedziala, zeby przy skurczach nie dyszec jak piesek tylko starac sie bardzo gleboko oddychac. Dokladnie nie pamietam o ktorej krzyknelam ze nie dam juz rady, przyszla polozna sprawdzila rozwarcie, bylo na 3,5 cm, podlaczyla kroplowke, i zrobila lewatywe, ufff jaka ulga
No i podala maske z tlenem, trzeba bylo zaczac oddychac jak przychodzil skurcz i konczyc tuz po... Nie zawsze udawalo sie mi przed i wtedy nie bylo zbyt dobrze... Po pewnym czasie nie chcialam nawet tej maski, Krzysiek do mnie, oddychaj gleboko! Wez maske! A ja mu na to, sam se oddychaj jak jestes taki madry!! No i jak juz tak bardzo krzyczalam, to on plakal razem ze mna, na prawde jestem z niego bardzo dumna!! Potem przyszla anastazjolog i zaczela sie wbijac do kregoslupa, raz cos tam nie wyszlo i szukala innego miejsca, a ja przez te skurcze wrzeszczalam jak glupia, ale mi to pomagalo. Ledwo co sie wbila i podala jakis srodek to krzyknelam ze musze przec. Stwierdzili ze pewno sie mi zdaje, bo to tak szybko nie bedzie
Ale sprawdzili i okazalo sie ze jest pelne rozwarcie. No i wtedy poryczelismy sie z Krzyskiem drugi raz jak oznajmili ze do godzinki Jas bedzie z nami
Wogole to caly czas nogi trzesly sie mi jak galareta... Jak poczulam te skurcze parte to mialam wrazenie ze nie bede rodzila Jasia tylko cos innego...
Skurcze parte to bylo w calym porodzie najlepsze, nie czulam bolu, gadalam sobie z Krzyskiem i polozna, wogole czad
Myslalam ze Krzysiek bedzie sie bal a on zagladal w krocze i mowil ze widzi juz kudlata glowke
Na koncu mialam wrazenie ze cos bardzo uciska moje "podworko" i wtedy wlasnie wyskoczyl Jasiu! Momentu kiedy polozyli mi go na piersiach nie zapomne do konca zycia! Taka malenska istotka, zupelnie bezbronna, wtulona w moje cialo... Szeptalam do Krzysia, mamy synka kochanie, mamy pieknego synka... Lozysko wyskoczylo bardzo szybko, a potem okazalo sie ze krwawie za duzo. Krzysiu zabral Jasia, a polozne wezwaly lekarke, no i oddychalam znow pod ta maska, wiem ze bolalo niesamowicie ale nie do konca wszystko pamietam, mialam uczucie takich wibracji w kroku
I wiem ze zapytalam Krzyska czy ja umarlam... Caly czas polozne trzymaly mnie za reke i glaskaly po glowie. Opieka super.
Czesc dlasza nastapi ze wzgledu na to ze Maly sie obudzil i wzywa jesc! :) Ale dlugo... Zanudzilam was co nie??