Witajcie kochane...Ale sie rozpisałyscie

mialam troszke czytania

...No ja juz lepiej najwazniejsze,ze skurcze ustaly ale jestem jeszcze strasznie slaba,a wrocilam do domku i mam tyle sprzatania

niewiem jak ja sie obrobie a nie chce tez robic wszystko naraz bo zas wyladuje w szpitalu

.....Jesli chodzi o mnie to powiem wam,ze we wtorek wstalam i nawet nic mnie nie bolalo czulam sie dobrze,pozniej porobilam co nie co i zas zaczal mnie pobolewac brzuch i krocze-wiec pojechalam do lekarki,ta odrazu dala mi skierowanie do szpitala i tam zapis KTG wykazal małe skurcze no i odrazu podpieli mnie do kroplowki dali tabletki i musialam lezec...i tak przez 4dni...dziewczyny normalnie masakra w tym szpitalu tak lezec,co chwile slychac rodzace jak krzycza,co chwile placz dzieci i to tak wyniszcza psychicznie ze niewiem...Jeszcze byla taka akcja ze akurat jak ja bylam przyjmowana rodzila tam taka dziewczyna i tak strasznie krzyczala a polozna darla sie po niej i pod nosem mowila "a mam cie w nonono","spierdalaj" itp pozniej jak ona juz urodzila ta polozna wyszla na korytarz i zas pod nosem "ale mnie ta nonono wymeczyla" wiecie co ja tego osobiscie nie slyszalam-opowiadaly mi to dziewczyny z sali i sal obok no wlosy az mi deba stawały,ale jak ja bym to slyszala to na bank zwrocilabym jej uwage taka juz jestem...niewiem jak tak wogole mozna...Lekarze tacy obojetni zero informacji o stanie pacjentki kazdy mowi co innego masakra,dobrze ze chociaz te polozne tam to jakies fajne kobity byly,bo tak bym chyba oszalała-tylko ta jedna taka franca....Dobra dziewczyny ide brac sie za robote bo sie nie obrobie,a jeszcze obiad musze zrobic...Buzka