Oj, cześć dziewczyny... Ja posiedziałam wczoraj sama w tym hałasie, Kuba obiecał, że o 23.30 wszyscy wyjdą "na fontannę" spotkać się z resztą ludzi, a on zostanie ze mną... więc o 23.30 faktycznie wyszli, ale razem z nim... zeszłam na dół obejrzeć straty... musiałam po nich sprzątać, ściany wybrudzili-nie wiem czym i jak, trzeba było szorować, sprać sok wiśniowy z nowej kanapy mamy, koło pieca rozsypali pół wiadra popiołu-do posprzątania, ktoś wbił w kabinę prysznicową wieszak na ręczniki-trochę się naszarpałam, żeby go wyciągnąć... pomyłam naczynia i poszłam się myć, koło 2-giej przyszedł kuba i mi położył w pokoju obok pijanego obcego faceta-a ja sama w domu, bez drzwi w sypialni
nawet mi buziaka na nowy rok nie dał, nic! wybełkotał, że wychodzi i tyle go widziałam... o 7-mej ten facio się obudził i za pół godziny przyszedł kuba z kolegą, nasmrodzili papierosami, ciągle słyszałam, że do kuby jakieś sms-y przychodzą, jak się w końcu położył do łóżka to usiadłam do komputera, bo chciałam do was napisać, a tu znowu sms... jak odczytałam to poszłam obudzic kubę żądając jakichś wyjaśnień, ale był totalnie pijany (a obiecał, że nie będzie pił) tyle, że sprawa była na tyle poważna i podejrzana, że budziłam go dalej, jak go wyszarpałam ze snu, to robił głupie miny, że on nie wie o co chodzi, jak zrobiłąm awanturę to się obraził i sobie poszedł z głupim szyderczym uśmiechem na twarzy...
Więc jak dla mnie się sprawdza teoria, że jaki sylwester taki cały rok, sylwester był bez kuby i tak już chyba zostanie... kazałam mu przyjśc po swoje rzeczy, może wracać do rodziców i mieszkać w jednym pokoju z młodszym bratem... nie interesuje mnie to już... żeby się chociaż próbował tłumaczyć-nie ma go bite 8 godzin, totalnie pijany się szlaja bóg wie gdzie z bandą małolatów, później taka akcja o poranku, a On się ubiera i wychodzi...