olala bardzo mi przykro
((
............................................
dziewczynki bardzo Wam dziekuje za wszystkie zyczonka
jestescie bardzo kochane :D:D:D
a u nas luty tez jest obfity w rozne uroczystosci
1 ja mam urodzinki
3 lutego roczke Dominisia i 79 urodzinki mojej babci a prababci Dominisia i Naci
19 lutego 3 urodzinki obchodza coreczki (blizniaczki) siostry mojego M
a 21 my mamy 10 (!!) już rocznicę naszego ślubu :)))
[ Dodano: 2008-02-01, 13:50 ]dziewczyny jesli sie nie pogniewacie to ja wstawie swoje zapiski ze szpitala (trafilam tam wczesniej z opuchnietymi nogami i juz zostalam)
jest tego dosc duzo wiec jesli nie chcecie to nie musicie tego czytac ;))
ZAPISKI ZE SZPITALA....
29 styczeń 2007
Zostałam przyjęta na oddział położniczy w Szpitalu Powiatowym w Pyskowicach. Zrobiono mi masę badań, m. in. USG, na którym lekarz potwierdził, że będzie SYNUŚ. następnie miałam robione KTG, na którym wyszło, że mam już akcję skurczową, o której nie wiedziałam. A do szpitala trafiłam nie dlatego, że są skurcze ale dlatego, że od kilku dni miałam niesamowicie opuchnięte nogi i nic już nie pomagało. W niedzielę wieczorem Mariusz zadzwonił do mojego lekarza prowadzącego ciążę z pytaniem co można zrobić a on powiedział żebyśmy w poniedziałek przyjechali do niego i on zadecyduje co będziemy robić, tzn. czy zostaję w domciu czy zostanę w szpitalu... no i niestety jak mnie zobaczył to nie było już odwrotu i musiałam iść do szpitala. Niezbyt mi się to spodobało, ale może do domciu wrócimy już z dzidzią??
30 styczeń 2006
Wtorek. Rano miałam pobierana krew i oddalam mocz do badania. Obrzęki nadal są i jak widać nie mają zamiaru zejść Okropność.
Szpital tzn. oddział, na którym leżę jest bardzo ładny i do tego personel jest bardzo miły. Gdybym tego nie zobaczyła to bym w to nie uwierzyła, ze jednak może być tak fajny szpital.
Po badaniu krwi miałam znowu robione KTG i znowu wykazało akcje skurczową. Ja już nawet czuje te skurcze i to dość często i do tego brzusio zaczyna się stawiać.
Aha... musze prowadzić sobie bilans ile wypiłam płynów i ile moczu oddałam... niezła zabawa
Po porannej wizycie lekarz zlecił, że będę miała prze trzy dni podawane zastrzyki na przyspieszenie porodu, skoro już mam tak widoczna akcje skurczową. Noc należy do niezbyt udanych. Mimo iż dostała zastrzyk z relanium to byłam bardzo zdenerwowana i nie udało mi się usnąć. W końcu gdy to mi się udało przyszła pielęgniarka aby zmierzyć tętno dzidziusia.
Aha do tego mam jeszcze dietę niskotłuszczową i bezsolną
*** Właśnie była położna aby posłuchać tętno, miała taki śmieszny przyrząd do słuchania, którego wczesnej nie wiedziałam na własne oczy tylko w starych filmach. Była to taka słuchawka w kształcie trąbki, którą przykłada się do brzusia i się słyszy tętno dzidziusia
Na dzisiejszym KTG dzidzia w pewnym momencie tak zaczęła wierzgać, że cały brzuch mi falował i skakał. Niesamowicie to wyglądało .
Właśnie miałam kolejny skurcz... – 9:27
31 styczeń 2007
I dalej nic... w nocy nie było ani jednego skurczu... hmmm to dziwne, że w dzień są a w nocy całkowicie się uspokajają. Czekam dalej...
Opuchlizna na szczęście bardzo szybko schodzi i już moje nogi bardziej je przypominają.
Wczoraj na moja sale przyszła młoda dziewczyna o bólami, miała lekki krwotok. Cały dzień przesiedziałyśmy razem i pod wieczór odeszły jej wody i wzięli ją na porodówkę... a ja dalej czekam...
***LUTY – 2007***
1 luty 2007
Dzisiaj są moje 30 urodziny. Jak to dziwnie dla mnie brzmi – 30 lat, a wcale się na tyle nie czuję. Mam taka cicha nadzieje, że może dzisiaj dostanę wspaniały prezent od naszej Kruszynki. No zobaczymy. Na KTG miałam ekstra skurcze i nawet dość regularne.
Ehh to już prawie końcówka dnia a u mnie nic... cisza... szkoda...
Na wieczornym KTG nawet te fajne skurcze, co miałam gdzieś uciekły i już ich nie ma no nic czekam dalej
Dobranoc nasza mała Kruszynko, czekam na Ciebie!!
2 luty 2007
Całą noc przespałam bez żadnych problemów. Nie było żadnego choćby najmniejszego skurczu. Czasem myślę, że to czekanie się już nigdy nie skończy.
Byłam na kolejnym KTG, skurcze są ale sporadyczne i nie dość mocne, więc chyba jednak czekam na sobotnia kroplówkę... brrr...
W ciągu tych kilku dni spędzonych w tym szpitalu przez mój pokój przewinęły się już cztery kobiety, które już urodziły. To jest strasznie dołujące...
Dzisiaj do mojego pokoju przyszła kolejna kobieta, jest całkiem w porządku, świetnie nam się rozmawiam i jakoś ten czas nam szybciej mija.
Było chyba cos po 18 –tej jak przyszła pielęgniarka spisać temperaturę, ja chciałam wstać i nagle poczułam jakby się ze mnie zaczęła jakaś woda wylewać... pielęgniarka od razu to sprawdziła i powiedziała, ze to już mi wody odchodzą... w końcu!!!!!
Po kilku minutach zabrali mnie na porodówkę i tam już czekałam do kolejnego etapu.
Tam troszkę chodziłam, później nawet się przespałam i dopiero około 3 nad ranem zaczęły się skurcze...
[size=150]
♥♥♥ 3 LUTY 2007 ♥♥♥[/size]
Około 3 nad ranem skurcze stały się mocniejsze i bardziej regularne. Najpierw co 5 minut, co 4, 3, 2...
Później to zaczęły się tak bardzo bolesne, że ja już nawet nie miałam siły ani chęci aby patrzeć na zegarek i mierzyć co ile już są. Myślałam, że już nigdy to się nie skończy... a tak czekałam na ten moment...
Cały ten czas spędziłam leżąc na łóżku i zwijając się z bólu. Dzięki dwóm bardzo miłym położnym udało mi się wytrzymać. Bardzo mi pomagały. Po kolejnym badaniu zaprowadziły mnie już na sale porodowa ale i tam musiałam jeszcze troszkę poczekać bo główka nie chciała się obniżyć. I w tym momencie przyjechał tatuś. Całe szczęście bo przy nim czułam się o wiele bezpieczniej. Przychodziły skurcze, potem kolejne i następne...
Ja miałam wrażenie jakby ten czas się zatrzymał w jednym miejscu i cały czas się powtarzał w kółko.
Nagle skurcze zmieniły się na parte chociaż siła bólu wcale nie zmalała, ale wiedziała, ze to już praktycznie końcówka i już za kilka chwil zobaczę naszą małą Kruszynkę
Przy każdym skurczu tam mocno ściskałam dłoń Mariusza, że On w pewnym momencie zaczął nawet z tego żartować i spytał się położnej czy maja może tutaj gdzie gipsownie bo pewnie po wszystkim to się okaże, że ma złamaną rękę ;)
Ja już nie pamiętam ile miałam tych skurczy partych i ile to trwało, że w końcu po tak długim czasie oczekiwania na świecie pojawiła się nasza ukochana Kruszynka tzn. nasz ukochany SYNUŚ.
Tak więc o godzinie 6:27 w sobotę 3 lutego 2007 na świat przyszedł nasz synek – Dominiś, ważył 3240 gram i mierzył 56 cm, dostał 10/10 w skali APGAR.
Co za szczęście mieć już naszego małego synusia przy sobie. Do końca życia zapamiętam minę Mariusza, był tak bardzo szczęśliwy, że chyba w tym momencie na całym świecie nie znalazłaby się druga osoba tak bardzo szczęśliwa – nie licząc mnie oczywiście!!