Madzia ja też żałowałam, że się tak szybko do szpitala wybrałam... na dobrą sprawę, to mogłam jechać o 7 rano na porodówkę i też by było dobrze
dobrze, że cie nie nacinali... mi założyli 7 szwów zewnętrznych, nie wiem ile wewnętrznych w każdym razie rozpuszczalne-co za dziadostwo to pojęcia nie macie... rana już zagojona, a szwy jak żywopłot mi z tyłka wystają, co siądę to mi się zakręcają końcówki i za przeproszeniem wbijają mi się w dupsko-nie chcą odpaść, ani jeden, a przecież już prawie 3 tygodnie po jestem... strasznie mnie to drażni, w ogóle w ciąży miałam hemoglobinę 13, a po porodzie mi do 9 spadła, w szpitalu mi hemofer dawali, ale żelaza nie można długo przyjmować, teraz według położnej środowiskowej mam anemię i ona twierdzi, że będę przez to dłużej krwawiła... i ciekawi mnie jak jest u was? bo ja cieknę dalej, tak bez przesady, ale mimo wszystko już mam dość...
mały mnie dzisiaj wymęczył trochę-jestem w stanie znieśc godzinę jego płaczu-nosić, bujać, dostawiać do cyca, uspokajać... później po prostu nie mam siły, już się nie odzywam do niego, tylko go przekładam z ręki do ręki, z plecków na brzuszek i na odwrót... A Kuba pojechał na chwilę coś w pracy załatwić i miał zrobić zakupy i wracać do domu, a On się wkręcił że zrobi jakąś tam skrzynię do magazyny i w castoramie spędził kilka godzin, a później do mnie dzwoni z knajpy, że sobie je gyrosa, i jeszcze tylko tam i tu i tam pojedzie i już jedzie do korony na zakupy a ja się akurat spodziewałam, że za chwile usłyszę jak wchodzi do domu...
idę wyszorować zęby i lecę do małego... On jest tak aprobujący, że czasami siedzę zasuszona jak śliwka, chce mi się siku, jestem głodna, a siedzę z tymi szwami kłującymi mnie w tyłek i bujam... karmię...
mam wątpliwości, czy aby nie jem czegoś "zakazanego" ale ja już nie mogę się w tym połapać