witajcie kochane, jak idzie rozdwajanie?
dziekuję za komplementy w imieniu córci, teraz smacznie spi więc mam chwilkę dla siebie.
Małgorzatka, ale miałaś straszne przezycia, naprawdę w głowie sie nie mieści
U mnie wyglądało to tak:
W dzien poprzedzający poród, jakoś dziwnie się czułam tzn. było mi tylko niedobrze. W nocy coś się zaczęło dziac, spałam bardzo niespokojnie, co chwila sie budziłam, byłam pewna, ze mała się tak kręci, a to były skurcze. No i zaczeły mi sie sączyc wody, własciwie to juz dwa dni wczesniej miałam bardziej mokro, ale myslałam, że to wydzielina. (w szpitalu jednak okazało się, że wody i dostałam opieprz, że tyle czekałam). Od 5 rano mnie wzięło, zaczęłam liczyc, skurcze były co 5-7 min. no i te były juz bolesne. Stwierdziłam, że nie dam m. jechac do pracy, tylko musimy jechac na ktg. ( ok. 9.30) W szpitalu po badaniu okazało się, że rozwarcie już na 3 palce i z ktg kwalifikuje się jako rodząca.Więc przyjęłam sie do szpitala. znów ktg, jakas durna ankieta i wypełnianie papierków

(kto mysli, jak ma skurcze o takich rzeczach). Potem wzięli mnie na lewatywe i golenie, nastepne badanie, skurcze silniejsze, kazali skakac na piłce, no i tak minęły ze 3 godz. po badaniu rozwarcie 4 palce, ale główka jeszcze nie dośc nisko w kanale rodnym. Podjeto decyzję, ze podaja oksytocynę, żeby szybciej rozkręcie. No i wtedy dopiero zaczęła sie jazda

Myslałam, że sie skończę, z bólu błagałam o znieczulenie, ale było za późno. Skurcze na maxa bolące, kazali wskakiwac na łózeczko i rodzic. zaczęły sie bóle parte, okazało sie, ze nie umiem przec (mówili, że stękam). Więc lekarz wkroczył do akcji

, naciskajac parokrotnie na mój brzuch pomógł mi wypchnąc córeczke na zewnatrz. zwłaszcza, ze zaczęło, jej tetno spadac. W planach nie było nacięcia, ale okazało się, ze potrzebne (mała okazała sie większa niz przewidywano), no i jeszcze dodatkowo pekłam. Te całe bóle parte u mnie trwały z góra 30 min.
Jak juz mała była na zewnatrz to ogarnęło mnie wielkie szczescie, połozyli mi ją na piersi, potem m. poszedł z nia na badania. Resztę pamietam jak prze mgłę, pamietam tylko, jak urodziłam łozysko ( w ogóle nie bolało, oczywiście ciekawska zerknełam-dla mnie nic strasznego). Potem dostałam znieczulenie no i odleciałam. jak się obusdziłam było, juz po i m. był przy mnie. Pojechalismy na sale poporodową, po ok 6 godz. wieczorkiem przywieźli mi znów małą. no i juz wtedy byłam mega szczęsliwa.
Takze tak to wygladało u mnie, ból nie ma co się oszukiwac okropny, ale jesli chodzi o opiekę i podejście było super. Poród odbierała i monitorowała wszystko ciocia m. wiec to pewnie po częsci dlatego

Można powiedziec, ze miałam szczescie bo w sumie rodziłam 5 godzin, gdyby mi nie podali oksytocyny, pewnie by to trwało o wiele dłużej.
No i m. był cudowny, pomagał jak mógł, do konca został przy mnie (na odcięcie pepowiny jednak nie zdecydował się

), ale był naprawde dzielny

.
Teraz oprócz bolącego krocza, to mam problem z piersiami, tzn. Mała nie zawsze chce ciagnąc, no i musimy ją dokarmiac, zwłaszcza w nocy, strasznie sie buntuje. stram sie ja jednak czesto przystwaiac, zeby miec pokarm, dzis kupiłam laktator, najwyzej bede jej ściagac (zeby nie jadła sztucznego), jesli sie nie unormuje. W dzien jest na piersi i potrafi przespac nawet do 4 h). W nocy gorzej, budzi sie co godzinę, złości się i nie chce piersi wiec z bezsilności m. daje jej butlę. Mam nadzieje, że bedzie lepiej, ból takze okropny, ale nawjwazniejsze, zeby malutka jadła. Już w szpitalu zaczęlam stosowa bepanten i widzę, ze bardzo dużo daje (także radzę wziąc juz do szpitala).
Trzymam kciuki za lekkie porody za resztę
w miarę mozliwości będę coraz częściej mam nadzieję, wpadac