no hej...
co by tu opowiadac...
poród był szybki... i nie taki jak sobie wyobrażałam...
o 8 rano dostałam regularnych skurczy, posiedziałam w wannie, i jak wyszłam musiałam sięszybko ubierać bo czestotliwość się zwiększała...
były co 1,5 min...
kolega podjechał, posuszyłam włosy... ubrąłam czapeczkę i z kwasną miną wsiadłam do samochodu... kumple z K wyglądali na conajmniej dwóch macho ... bladzi struchlali... hihihih
no i
szpital...
witaj mnie dwie położne z uśmiechem na twarzy...a ja do nich
im not happy person today...
i po 40 min zaczeły się parte... dostałam gaz&air... super sparawa...(podobno wciągałam to jak nałogowiec z kilkuletnim doświadczeniem)... on naprawdę pomagał...
po trzecim skurczu partym mały miał już główke na zewnątrz... i jeszcze jeden skurcz... na kóry troszkę czekaliśmy...
małemu spadało już troskze tętno...
i preeeeee...a on wyszedł jak to mówiłam z siła wodospadu... heheeh
no i się okazało że miał wielkie szczęście bo na pępowinie miał SŁUPEŁ...
malutki ma 9punktów a skali abgar...po min juz 10...
wazył 4200g i mierzył 52cm...