lidzia u mnie było bardzo podobnie. przez pierwsez tyg. po poronieniu funkcjonowałam niby normalnie, wszyscy wokół uwierzyli ze doszłam do siebie, do pracy wróciłąm w dzień po wyjsciu ze szpitala, chcałam sie rzucić w wir obowiązków, zdążyłam awansować i po kiku tygodniach...doslownie pękłam. wciąż ryczałam, wręcz wyłam z rozpaczy, zaczynało do mnie dopiero docierać co sie stało, do tego doszły wyrzuty sumienia, że tak późno zrozumiałam. teraz wiem, ze z takiej rozpaczy mozna nawet oszaleć. ale to mi było potrzebne - takie rozdrapanie wszystkiego, przebolenie tej straty, zeby móc się pogodzić, ale co ważniejsze - zrozumieć, ze po cos tak się stało...
i dziś jest mało tej rozpaczy, smutek jeszcze tak, ale jak swieci słońce to się szeroko uśmiecham, bo wiem, ze to Aniołki dają znać ze są blisko