KASIA to ja skończyłam wczoraj 25 wiosenek
mówisz domyślasz się??? to napisz czy to to co myślałaś, ok?
ja aż nie wiem jak to napisać, pewnie najprościej by mi było po prostu nie pisać już do Was, ale nie chcę stracić kontaktu z tak superowymi babeczkami, które nie raz mi pomogły... :ico_buziaczki_big:
zacznę od tego, że chyba pisałam Wam ,że zdecydowaliśmy się pod koniec września tamtego roku, tzn. jak urodził się Daruś, żeby zamknąć tą nieszczęsną restaurację, bo nie to, że nie przynosiła dochodów, ale one całe szły na dzierżawę, która była ogromna...ok 20000 zł na miesiąc, no i tym sposobem zostaliśmy też z kupą zaległości do zapłacenia...
dlatego też nie mogliśmy sobie pozwolić na to żeby pojechać wszyscy razem z W. od razu, myśleliśmy, że chociaż to że om na początek tam pojedzie to będzie dobrze, ale niestety, nasze zobowiązania są za duże i nie możemy sobie dać z nimi rady przy jednej pensji i dwójce dzieci, które są najważniejsze i wiadomo ich potrzeby najpierw muszą być zaspokojone

a do tego ten facet u którego W. pracuje okazał się być niewypłacalny :ico_noniewiem:no i pojawił się problem...a W. nie znana tyle angielskiego, żeby znalezienie pracy było pestką, a tam teraz to jednak problem...
no i co...pozostało tylko to, żebym i ja poszła do pracy, tu to bez sensu, bo 800zł nam nie pomoże, więc postanowiliśmy, że pojadę do niego, a że ja znam angielski, to pracę mi znajdzie znajomy bez kłopotu żadnego...
ale są dzieci

z dziećmi od razu pojechać nie możemy, bo nic stabilnego tam nie mamy, a jak by coś poszło nie tak i one miały na tym ucierpieć, nie daj Boże choroby czy nie wiem, to chyba nigdy bym sobie nie wybaczyła...więc jestem po rozmowie z rodzicami zgodzili się zaopiekować naszymi skarbami...a ja już ryczę na myśl o tym rozstaniu...postanowliśmy, że taki stan rzeczy może trwać najdłużej do końca czerwca a w miarę możliwości co tydzień lub dwa jak nie razem to na zmianę będziemy w domu...
jest to dla mnie ostateczność...obiecywałam sobię, że nigdy już tak nie zrobię, bo jak Julcia miała 7 miesięcy to też musiałam wyjechać, więc wiem co będę przeżywała...ale życie to nie trzy miesiące...
wiem, że może nie wybrażacie sobie takiego kroku, ale ja nie mam wyjścia...nie chce się tłumaczyć, ale po prostu Wam jak zawsze wygadać, bo jest mi już bardzo ciężko, nawet o tym nie mogę pomyśleć nie mając łez w oczach...
tak myślę, że wyjadę w ciągu dwóch tygodni, muszę tylko pozałatwiać wszystkie sprawy dotyczące siebie i dzieci....
oj ciężko mi było to napisać Wam, o wszystkie macie tak poukładane życie...pomyślicie pewnie sobie, że jest nienormalna, ale zrozumiem też to...też do tej pory sobie nie wyobrażałam takiego posunięcia...chociaż o jedno nie muszę się martwić, bo moi rodzice mimo jakiś dziwnych czasami zachowań, pomogli mi już kiedyś przy Julci, bo inaczej jakbym się miała martwić o to czy wszystko będzie ok z nimi to bym się nigdzie nie ruszyła...