dziewczyny, siedze i rycze...
najpierw nas nie wpuscili do mamy, bo jakis lekarz powiedzial, ze jej stan sie nagle pogorszyl, jest nieprzytomna, moze zapasc w spiaczke i juz sie nie obudzic, moze byc potrzeba kolejnej operacji jeszcze dzisiaj, mama ma ten niedowlad i w ogole same straszne rzeczy. kazali nam czekac do 18:00. Potem okazalo sie, ze jednak mozemy wejsc od mamy, wiec poszlismy - to, co zobaczylam, bylo najgorszym widokiem w moim zyciu... widzac te kobiety po operacjach usilowalam sie przygotowac na to wszystko, ale nie dalo sie... Mama wyglada potwornie, lezy na plasko, ma wielki opatrunek na glowie, jakas dziurke w czole, powieke prawego ok spuchnieta jak balon i sino-jagodowa, ma rurke w ustach, brode przewiazana jakims bandazem, cala jest opuchnieta, no tragedia. Mowilam do Niej, trzymalam za reke, glaskalam po twarzy i wlosach, a Ona wygladala, jkaby wszystko slyszala, jakby chciala cos powiedziec, albo sie poplakac, bo broda jej sie trzesla, a w kacikach oczu pojawialy sie lzy...
Ja sie rozkleilam totalnie, ale przy Niej nie chcialam plakac, wiec wychodzilam na korytarz, wiec wiekszosc czasu spedzilam ryczac na korytarzu. Lekarz, ktory ja operowal w nocy mial dzisiaj dzien wolny i zostal wezwany do szpitala ze wzgledu na pogorszenie sie stanu mamy, wiec humor i podejscie mial adekwatne...
Powiedzial nam tylko, ze musimy czekac, ze podaja mamie leki. Po godzinie powiedzial, ze widzi poprawe, ale musimy poczekac kilka dni. No i co kilkanascie minut wchodzil ktos do mamy (nas wtedy wypraszali i zamykali drzwi) i sprawdzali Jej stan - zadawali pytania, prosili, zeby otworzyla oczy, albo scisnela kogos na rece... Z rozmow wynikalo, ze mama reaguje, wiec chyba przytomnosc odzyskala, tyle, ze musi byc chyba bardzo wymeczona. My jej nie prosilysmy o wykonanie jakichkolwiek polecen, dawanie znakow, czy mowienie, bo wydaje mi sie, ze to jest dla Niej duzy wysilek, a powinna odpoczywac. Oplacilysmy jej znowu pielegniarke, zeby dyzurowala przy mamie w nocy. Ja jestem zalamana, cigale widze mame w tym strasznym stanie... wygladala jakby toczyla jakas wewnetrzna walke ze soba...
I teraz biedna zostala tam sama, nikt jej nie bedzie glaskal po reku, czy po wlosach, nie bedzie jej mowil, ze jest przy niej i czuwa, i ze wszystko bedzie dobrze...
Mam zle przeczucia, ale jesli jej sie cos stanie, to ja tego nie przezyje...
Zadzwonie dzisiaj przed 22:00, to moze mi ktos powie cos o Jej stanie. Ja tylko placze, cala droge powrotna przeplakalam, trzese sie, tragedia...