19 cze 2009, 22:25
Rodzilam w styczniu tego roku. W porownaniu do skurczy porodowych cesrka to uszczypniecie komara. Ja po 12 godzinach skurczy co 4 minuty bez rozwarcia wyladowalam na sali operacyjnej. Jeszcze przedtem doslownie na biegu robili mi ekg i rentgen kregoslupa dla anestezjologa. Znieczulenie bylo dosyc nieprzyjemne ale czekalam na nie jak na zbawienie, bo z bolu od skurczy az dostalam drgawek. Do tej pory pamietam ostatnie koszmarne minuty przed dotarciem na sale operacyjna. Pielegniarki biegly z moim lozkiem, bo operacyjna byla w innym budynku a ja sie darlam na caly glos z bolu. Najgorszy moment w moim zyciu. Na sali podlaczyli mnie pod kroplowke i cisnieniomierz. Od pasa w gore mialam zalozony koc elektryczny a pod niego jeszcze wstawione tuby z nadmuchem cieplego powietrza. Zawsze slyszalam, ze w lampach na operacyjnej wszystko widac co robia lekarze. U mnie sie to nie sprawdzilo, bo lampy mialy matowe szkla. Maluszka wyciagneli doslownie w ciagu 5 minut. Pozniej bylo szycie itp. Maluszka wyniesli po 5 minutach na noworodki. Mnie jeszcze na sali pielegniarki ubraly w majtki z wielka pielucha i zawinely elastycznym gorsetem a na to jeszcze zalozyly flanelowa pidzame. Dostalam jednoosobowa sale z elektrycznie sterowanym lozkiem, co bylo zbawieniem. A i musialam lezec plackiem przez 2 godziny z zakazem podnoszenia glowy. Na nogi mialam zalozona pompe z masazerem do pobudzania krazenia krwi. Znieczulenie zeszlo praktycznie w ciagu pol godziny i to byl najgorszy moment. Bol jak cholera ale natychmiast dostalam zastrzyk, nie wiem co ale strasznie sie po tym chcialo mi spac. Maluszek byl na innym oddziale i nie widzialam go przez ponad 24 godziny. Pielegniarka przyniosla mi polaroidowe dwa zdjecia - buzi i calego maluszka na golasa.
Dopiero na drugi dzien wieczorem zawiezli mnie do niego na wozku. Przez pierwsze piec dni dzwonily do mnie polozne, ze trzeba przyjsc i nakramic maluszka ale nie pozwalaly mi przychodzic w nocy, bo mialam wypoczywac. Dopiero szostego dnia dostalam Antka do siebie do pokoju ale tez tylko na dzien, bo w kazdym lozeczku byl monitor oddechu i polozne musialy co jakis czas wszystko sprawdzac czy dziala. W miedzyczasie mialam pogadanki o karmienu dziecka, problemach po porodzie, diecie zeby zejsc z wagi po ciazy i wielki wyklad na temat antykoncepcji. Po 10 dniach zdjeli mi szwy, nic nie bolalo. Po ich zdjeciu musialam czekac jeszcze w szpitalu przez 48 godzin, zeby sprawdzic jak szwy sie trzymaja. Bardzo sobie chwale ten pobyt w szpitalu. Pomalu doszlam do siebie, nauczylam sie zajmowac dzidzia a jak zwyczajnie czulam sie zle to prosilam polozna o pomoc. Na przyszlosc nie wyobrazam sobie rodzic naturalnie. Juz wiem jak bola skurcze porodowe - wole cesarke.