08 mar 2010, 22:35
Ale się dzieje.
KArolinko super, że jesteś. Amelka urocza. Coś wam te przyjazdy do nas nie służą.
Aniu szkoda mi Tosi, ale szybko minie.
Martuuniu co do egzaminu, to taborety są wszędzie. Gratuluję awansu męża. A żłobek dla Nelinki to naprawdę dobry pomysł.
Anitko zaraz będzie ciepło i humor wróci.
Ula spokojnie. Najwazniejsze, że się odzywają. Zaraz znajdziesz pracę.
Zdjęcia Lenki świetne.
Co do mojej firmy, to zajmuje się wentylacją. A pierwsza oferta dotyczy pomiarów wentylacji w jednym z bloków. Kaska wpadnie. Byle na zusy i podatki starczyło. Co do pracy w pktach, to jednak się nie przyzwyczaję. Dojazdy i odjazdy są fatalne. Ludzie fajni, ale sama w sobie praca wcale, choć widzę i pozytywy. Ale generalnie na nic nie mam czasu, jestem bardzo zmęczona i poirytowana. Dzisiaj wydarłam się na mojego M, że miał posprzątać łazienkę, bo cały tydzień nie była myta. A on dalej tego nie zrobił. Szlag mnie trafił i w momencie, kiedy o coś mnie zapytał, powiedziałam, ze nie zrobię tego, o co prosi, bo on nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. I tak zbiera się na burzę.
I tak się zastanawiam czy warto. Chyba tak, bo niby dlaczego mam robić wszystko w domu, skoro też pracuję.
Ale najgorsze, że nie gotuję, bo wracam późno i w efekcie padam na pysk. Zabawa godzinę z Amelką i usypianie jej, czyli ja też śpię. Tak sobie myślę, że może jeszcze chwila i idę na jakieś chorobowe, albo co. To nie jest życie, tylko jakaś porażka. Totalna. A potem się dziwić, że pałętają się dzieciaki w kapturach i hey jo i ledwo z klasy do klasy. To jest praca dla ludzi bez rodzin, których rodziną będzie firma. A tak jak ja, to jestem coraz bardziej zła, że nie widzę dziecka, że w domu bajzel, że nie ma obiadu, że spacer z psem to pięć minut i na komendę załatwianie się. A dzień mija mi w samochodzie. Nie wiem, jak zniosę jeszcze te dwa miesiące i dwa tygodnie.