cześć Dziewczyny,
Przeczytałam na szybko co u Was i na szczęście nie zauważyłam niczego bardzo niepokojącego...to dobrze.
My już wróciliśmy...jest ciężko.
Kurcze czy Wasi mężowie też nie potrafią się zająć dzieckiem? pewnie mnie dobijecie pisząć że potrafią...
Może i ja się czepiam ale szczerze mówiąc, mój mąż ostatnio powiedział mi że nie mam po czym być zmęczona bo przecież siedzę w domu i tylko seriale oglądam a spać to mogę w dzień kiedy zechce!
litości przecież same wiecie jak jest...
prawda jest taka że to ja bardziej chciałam mieć dzidziusia już i bardzo się cieszę bo syn jest moim największym skarbem...ale mój mąż chyba nie dorósł...
Casem czuję się jak samotna matka (bo mój mąż śpi w weekendy do godziny 10 a ja od 6 zajmuję się synkiem)
Jak synek płacze to mi tłumaczy żeby go zostawić to się wypłacze i przestanie...
w ogóle szuka wymówki żeby z domu wyjść jak najczęściej...
kiedy mały ma dobry nastrój to jest ok ale jak mały marudzi to widzę jaki mąż jest wściekły...
czujesię tak jakbym w domu oprócz bobasa miała starszego syna, pyskatego i wszędzie bałaganiącego...nic mu nie pasuje, nawet zupę robię za gęstą...
mam dość, przez to Jego zachowanie, czasem myślę, że nic do niego już nie czuję...

zawiódł mnie jako mąż i ojciec, ogólnie jako partner...
przykre to. Marzyłam o 3 dzieci o partnerskim związku gdzie mąż sam się domyśli że trzeba czasem wywiesić pranie ale chyba za dużo oczekuje...
zresztą jak o coś poproszę to słyszę że mu rozkazuję. No to po co mi taki chłop w domu - lokator po którym trzeba sprzątać?
przepraszam że tak się uzewnętrzniam ale pisżę tu już jakiś czas i chciałam się wygadać...
muszę się jakoś wziąć w garść, piję meliskę ehhh może mi coś poradzicie...