witajcie
ja jakoś musiałam sobie przerwe zrobic od forum, nie maiałam weny
ale już wracam
ja dzisiaj sobie cmentarz darowałam bo bym nie wystała tyle. Rano byłam na mszy św, potem na obiedzie u teściów, a po obiedzie mąż poszedł z teściem i szagrem na groby, no ale po nie całej godz juz po mnie dzwonili bo igor już sie nudził i marudził. A szkoda bo dziś piękny dzień u nas, ciepło. Objechaliśmy groby moich dziadków i tyle..dzień minął szybciutko
teraz juz sobie leże i odpoczywam, kolacja zjedzona, młody wariuje
co do przytulanek to na początku ciąży jeszcze "coś było", potem sie bałam i tak już zostało do końca. Mąż sie juz nie może doczekać kiedy urodze i kiedy będzie - jak on to mówi - wjechać
ja jakoś mam niskie lipido i nie brakuje mi tego w ogóle.Jak sie położe do łóżka to od razu zasypiam, nie mam siły na nic. A co pierwszego razu po urodzeniu igora to tez było ciężko, ja sie bałam, że bedzie bolało, czułam sie jakbym w ogóle pierwszy raz to miała zrobić
a ogólnie to czuje sie kiepsko
brzuch mi sie napina jak smok
wiecej muszę leżeć bo brzuch twardy jak skała sie robi
czasami to mnie budzi w nocy ból bvrzucha, tak jak na skurczeo, boli bardzo na dole, i tak sobie myśle że to tak bolało jak mnie wzięło z igorem. Chyba psychicznie jestem juz gotowa, a fiyzcznie to nie wiem....jedno juz wiem, ze chciałabym już być po wszystkim ale jeszcze cały listopad i pół grudnia....oczywiście teoretycznie....