W końcu jestem po długaśnej przerwie. Zosia już doszła do siebie, a my, tzn. ja, P i moja mama kaszlemy jeszcze trochę. W sumie ja jestem prawie zdrowa i na szczęście mięśnie przestały mnie boleć, chyba dopadła nas grypa, bo objawy typow grypowe, no moze oprócz Zosi, bo miała bakteryjne zapalenie gardła. Przebiła nam sie lewa dolna trójka, tylko ostatnia czworka jakaś uparta
Chrzciny się udały, pogodziłam się z teściami i było naprawdę miło. Teściowa nie mogła się nacieszyć małą, ale to co straciła, to juz nie wroci. Zosia spisała się na medal. Zaczęła marudzić dopiero pod koniec mszy, za to w domu mimo nowych twarzy była kochana i wesoła. Wszyscy byli nią zachwyceni.
Ale nie moze byc zbyt pieknie... dziś w nocy pogotowie zabrało teścia do szpitala, nie wiedziala jak sie nazywa, ile ma lat, który jest rok. NA szczeście odzyskał świadomość, jest podłąćzony do kroplówki, ale nic nie pamieta z wczorajszego dnia
ma kiepskie wyniki z krwi i ma silną anemię. Boimy się żeby nie miał białaczki. Poza tym z Zosi robi się coraz większa gaduła, mówi": cześć, choć mama, choć baba i choć tata, moja, mój, tik-tak (na zegarek), naśladuje odgłosy zwierząt, nie, tak, baba, mama, tata, opa (jak chce na ręce), cycy (jak chce się przytulić do mnie), mle (mleko), mini (misiu), bahc, beć (bęc), dzi (drzwi), bu (buty), ko (jak mówi komuś, że go kocha), dzidzia, dzieci, myju i nie pamiętam co jeszcze. Zaczyna sama jeść, ale bałagan przy tym niesamowity, umie ubierać kapciuszki...czasem myli nóżki
Dziś ma bal przebierańców w żłobku, ale niestety ze względu na niedawno brany antybiotyk jeszcze ten tydzień została w domu