izabelllla123, udanej wizyty, daj znać jak będziesz już po
kwiatunio, może już lada moment się zacząć
Tak w skrócie o porodzie
Od 9 miałam delikatne skurcze, ale dość regularne, prawie nie wyczuwalne, ale podświadomie czułam, że coś się zaczyna, więc ostro wzięłam się za prasowanie (odkładałam to na później, no to miałam zajęcie
), ubrałam łóżeczko Piotrusia, ugotowałam obiad, jak zjedliśmy, to załatwiłam opiekę nad Tuśką (ciągle bolało nieznacznie) i pojechaliśmy do szpitala (byliśmy tam koło 15-tej). Tam mnie chcieli na patologię dać, bo twierdzili, że za słabo boli, skoro nie kwiczę i dziś nie urodzę. Oczywiście powiedziałam, że na żadną patologię nie idę, bo to na pewno dziś. Przyjęli mnie więc na porodówkę, sala super, mąż był cały czas ze mną. Skurcze nieznośne zrobiły się dopiero koło 19:30, czyli bolało mnie tak na prawdę jakieś 2 godz. Poczułam, że mam parte, zgłosiłam położnej i po 3 skurczach Piotruś był już z nami. Zdrowy i śliczny
Ale byliśmy szczęśliwi. Przyznam szczerze, że samo wyparcie było o wiele trudniejsze niż przy Wice (ona była wypchana), czułam, że pękam (mimo nacięcia) i faktycznie trochę mnie zmasakrowało... ale już się goi, więc nie jest źle
Pobyt w szpitalu też nie był jakiś straszny. Położne super, warunki też, nawet jedzenie smaczne, fajne dziewczyny na sali, więc gdyby nie ta tęsknota za Tusią, to by mi do domu śpieszno tak nie było
[ Dodano: 14-09-2011, 10:10 ]
A to kilka zdjęć, więcej wkleję, jak siostra mi zrzuci:
mam 2 dni:
opalanko:
Nareszcie w domu:
A Piotruś to tylko je (całkiem dużo), robi kupki co karmienie i śpi
Wika była aktywniejsza, choć może to cisza przed burzą