cześć dziewczęta
wreszcie się tu dokulałam
nie jestem w stanie przeczytać 60-ciu stron, które nastukałyście przez 2
tygodnie mojej nieobecności tu, chociaż bardzo bym chciała... w końcu mam chwilę, żeby zasiąść do kompa, więc korzystam szybko, bo nie wiem, ile chwila potrwa
a więc tak:
do szpitala przyjęto mnie zgodnie z ustaleniami w środę rano 25.01. podłączono kroplówę i zaczęły się lekkie skurcze. niestety kroplówka zleciała i wszystko ustało. zostałam położona na ginekologii i następnego dnia miała zostać podjęta decyzja co robimy dalej. w czw. miałam robioną amnioskopię i w sumie nic poza tym się nie działo, więc zaczęłam się niecierpliwić, bo wszystko znów przeniesiono na pt. i chyba z tego całego przejęcia sytuacją i z nerwów tej nocy dostałam skurczy. nad ranem nie mogłam już spać, a o 6 zabrano mnie na porodówkę, gdzie podpięto 2gą kroplówkę. skurcze zaczęły się na dobre, więc stwierdziłam, że coś z tego będzie. zaczęło mnie skręcać nie na żarty, po czym przyszła położna i mnie pocieszyła "łeee, to jeszcze nic..."
skurcze nie nasilały się, choć i tak były dla mnie nie do wytrzymania, zostałam zbadana i okazało się, że nie ma żadnego postępu "na dole", tzn. zero rozwarcia, a główka dziecka w dalszym ciągu nie wstawiona w kanał rodny
no i wtedy zapadła decyzja o cięciu cesarskim. mnie było już wtedy wszystko jedno, byłam zmęczona i zniecierpliwiona całą sytuacją, chciałam, żeby się już skończyło i już. odpięto mi tą kroplówkę, i oczywiście skurcze od razu sobie poszły
pojechałam na salę operacyjną i za kilka chwil dzidziuś był ze mną, moja kinder niespodzianka, czyli Filipek
jednak dobrze wylukałam na usg
największym zaskoczeniem była waga - 4,2kg
no tego się nie spodziewałam... w trakcie cc okazało się, że wody płodowe były zielone, więc dobrze się stało... od środy jesteśmy w domku, ogarniam powoli sprawę. Filip jest kochany, jestem wykończona rzecz jasna, bo nocki dają popalić, ale daję radę, muszę... największy (albo w zasadzie jedyny
) problem mam z karmieniem. Filip ma skrócone wędzidełko i ma problem z łapaniem piersi, nie otwiera buźki wystarczająco szeroko, a ja też niewprawna jestem, no i tak się umęczymy razem, zanim się uda go nakarmić:(
to tak w skrócie. cóż, nie tak miało być, jeszcze niedawno lamentowałam tu, że nie chcę mieć cc, a była taka opcja, bo dziecko długo nie obracało się główką w dół. szykowaliśmy się razem z mężem do porodu, a skończyło się tak jak się skończyło... ale nie mam zamiaru użalać się nad tym, dzidziuś jest ze mną, zdrowy i kochany, karmię go, czego też się obawiałam i wszystko jest ok
pozdrawiam wszystkie nowe mamy, które ponoć w tym samym czasie co ja nimi zostały
rzecz jasna, postaram się tu zaglądać w miarę możliwości, ale czasu dla siebie to za wiele nie mam, tak jak przewidywałam
na koniec 2 foteczki