Nicola, niektóre kobietki mają po 6-7 dzieci i świetnie sobie radzą na pewno (w sensie, że to nie żadna patologia)...
To chyba zależy od predyspozycji. Ja np. przedszkolanką nie mogę być -wiem bo sprawdzałam na własnej skórze. Co prawda własne to własne, ale właściwie własne potrafią bardziej dać w kość, bo nie trzasnę drzwiami i nie wyjdę...
Niestety ale gromada dzieci w różnym wieku, różne obowiązki są strasznie ciężkie do pogodzenia

Mi nerwów JUŻ TERAZ nie starcza.
Dzisiaj robiłam z bartkiem angielski (musi 2 razy z tyg robić dodatkowe lekcje z angielskiego i raz z matmy). No i ja musze z nim siadać, bo jednak czasami poleceń nie rozumie. A w tym czasie: Damian układa puzzle, milena mu zabiera, drą się i kłócą. bartek się wścieka bo przestaję mu pomagać na chwilę i jestem z maluchami...
Wychodzę z siebie, krzyczę... bo mnie to przerasta.
A M zamiast ich zabrać, wpada, podrze się też i załatwione.
Ostatnio mówię, że duża rodzina super... ale kurcze.. nie taka gdzie każdy na siebie drze japę

A tak niestety bywa ostatnio.
Ja tak nie chcę.
A za kilka dni nie będzie lżej.
A ja generalnie nie lubię HAŁASU... a hałas.... to nasze drugie nazwisko ostatnio...
Co do męża, to teraz więcej robi mi w domu. Zaczął urlop. Ale nadal podstawowe komunikaty do niego nie trafiają.
Głupią lampkę załatwia i załatwia i się kurna zdziwi. No, ale dzisiaj nie 9ty, tylko 7my więc przecież ja jeszcze nie urodzę
Dzisiaj właściwie... umył gary... to jego robota była na dziś.
I najgorzej jest jak są choroby. A choroby są częściej im więcej dzieci. I falowo, grupowo, kolejno... Ospa, szczęście całe... dotknęła tylko mileny... Ale uziemienie na co najmniej 2 tygodnie i to siedzenie w domu wykańcza mnie, dzieci...
Piekę dzisiaj murzynka. Słynnego rozpakowywacza
No to może się ruszy
