Ja spotkałam w szpitalu jednego lekarza konowała, który wiedząc o tym, ze beta urosła (nieznacznie, ale jednak urosła) i nie majac 100% pewnosci, ze serduszko nie bije (podczas badania usg nie umiał okreslic na 100% czy serce bije czy nie, bo mu cyt." cały obraz migoce")zaproponował mi zabieg usuniecia ciazy. Powiedział, ze jesli mi nie zalezy na tej ciazy i nie jadłam przez ostatnie 3 godzinki, to on moze wykonac zabieg.
Wyszłam z gabinetu zszokowana i zadzwoniłam na numer prywatny ordynatora oddziału. Uspokoił mnie, zapewnił, ze z samego rana sam mnie przebada, ze to on podejmuje ostateczna decyzje o tym, czy zabieg bedzie wykonany, ze nie zaproponuje mi zabiegu dopóki nie bedzie sam pewien na 100%, ze dla ciazy np.nie ma juz ratunku i ze zabieg nie odbedzie sie do momentu, az uda mu sie mnie przekonac, ze to jest koniecznosc.
Lekarz konował (przekwalifikowany z internisty, z ok.5 letnim doswiadczeniem na ginekologii) miał rozmowe z ordynatorem, z ktorej wyszedł czerwony jak indor, trzaskał drzwiami był cholernie wsciekły. Na drugi dzien był dla mnie tak miły, zmieniony o 180 st.
Ogolnie pielegniarki i połozne były bardzo miłe.Starały sie podniesc na duchu.
Najgorsze było dla mnie to, ze walczyłam o przetrwanie mojej ciazy, a połozyli ze mna dziewczyne z obumarła ciaza do zabiegu. Byłam z ta dziewczyna na jednej sali po jejzabiegu, widziałam jej ból i cierpienie.To było straszne!Chcac, nie chce do głowy przychodziły mi czarne mysli i myslałam sobie, ze tak bede sie czuła i tak bed wygladała, jesli okaze sie ze moja ciaza nie zyje i wykonaja mi zabieg.