heloł
pamiętacie mnie jeszcze????
to ja marnotrawna
jestem
nie wiem nic co u Was - oprócz dzisiaj
nie miałam kiedy czytać... dwa szkolenia... stresy, \blee
jak dobrze tu do Was wrócić
u nas oki
Iga miała katar ale już od tygodnia opanowany
wszyscy dookoła chorują i chodzę jak na szpilkach żeby mi się to moje dziecko nie zaraziło... daję jej wit c tylko
jak na złość - bo miałam nadzieję na miły początek weekendu - jak tylko dotarłam dziś do domu to trafiłam na awanturę jaką moi sąsiedzi z dołu przyszli zrobić do nas do domu...
nawet szkoda gadać... nie wiem czy Wam kiedyś o nich pisałam - oni uważają, że my robimy jakieś straszne hałasy a ich sposobem na tą sytuację jest walenie w sufit... i robienie nam awantur co oczywiście działa na nas (czego można się domyślić) jak płachta na byka...
oni potrafią o 22 kiedy Iga wytrąci mi butelkę z wodą z ręki (czasem jej daję jak się obudzi z płaczem) walić w sufit chyba z 3 sekundy po tym
już mam dość tej całej sytuacji i ich samych ... najbardziej męczy mnie fakt że oni mi w ogóle nie dają dojść do słowa, wygadują na nasz temat jakieś bzdury i wykrzykują, że oni załatwią to "inaczej" czyli niby jak
co my możemy takiego robić żeby ich aż tak bardzo wkurwiać .......wrrrrrrr żyjemy normalnie nie zapraszamy gości... naszym przewinieniem jest to że mamy małe dziecko które biega po domu w "butach" (są to kapcie z podeszwą -takie jak dla małych dzieci po prostu) i nie mamy dywanów tylko "gołe podłogi".......
eeeeeeee dobra szkoda gadać
zjawiam się po dwóch tyg albo dłużej i truję Wam o sąsiadach świrach
ale nerwa mam strasznego
cała się trzęsłam po rozmowie z nimi - jeszcze na mnie wygadywali "co z pani za psycholog...."
ech ja to lubię rozwiązywać trudne sytuacje, rozmawiać, dogadywać się, ale jak oni przychodzą i od progu drą mordę to szlak mnie trafia... tacy oboje emeryci/renciści ok 60 co to nic innego w życiu nie robią tylko siedzą w domu i obserwują sąsiadów...
no i miałam nie gadać sorki...