Awatar użytkownika
Malinkax33
Ja wiem wszystko o forum
Ja wiem wszystko o forum
Posty: 695
Rejestracja: 11 mar 2011, 09:45

16 paź 2011, 12:31

izabelllla123, gratuluje córenki, współczuje takiego porodu , podziwiam ,ze i tak zechciałas nam go opisac ehh lekarze :ico_sorki: i komu mamu ufac :ico_sorki:

Awatar użytkownika
izabelllla123
Mistrzu dwa tysiace!
Mistrzu dwa tysiace!
Posty: 2091
Rejestracja: 15 sty 2011, 16:54

16 paź 2011, 16:09

Inuno, rodziłam w Bielsku

Dziekuje bardzo dziewczyny za gratulacje :ico_sorki: :ico_sorki: :ico_sorki:

moni26
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5989
Rejestracja: 09 mar 2007, 11:55

16 paź 2011, 19:28

teraz strasznie boje sie tego trzeciego porodu co to bedzie :ico_olaboga:
to może od razu decydować się na cc?

Awatar użytkownika
Inuno
Papla
Papla
Posty: 791
Rejestracja: 10 wrz 2010, 22:44

16 paź 2011, 21:10

to może od razu decydować się na cc?
broń boże.. jak nie ma żadnych przeciwskazań to naturalnie - ponoć piękne przeżycie, mam nadzieję, że przy drugim się uda...
Jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości to wtedy ewentualnie się zastanawiać :ico_nienie:

nina0226
Zrobiłem Magistra z forum!
Zrobiłem Magistra z forum!
Posty: 1422
Rejestracja: 25 lis 2010, 18:21

17 paź 2011, 09:18

izabelllla123 współczuję naprawdę, dlatego właśnie zdecydowałam się na klinikę prywatną, bo bałam się takiego potraktowania. No a ta ginekolog :ico_puknij: po co ona Ci w ogóle tam grzebała... dziecko samo wie kiedy ma wyjść na świat. Grunt, że córunia zdrowa :ico_brawa_01:
Beatka78 napisał/a:
teraz strasznie boje sie tego trzeciego porodu co to bedzie


to może od razu decydować się na cc?
szczerze mówiąc ja też bym się decydowała chyba na cesarkę po takich dwóch porodach :ico_szoking:

moni26
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 5989
Rejestracja: 09 mar 2007, 11:55

17 paź 2011, 09:52

to może od razu decydować się na cc?
broń boże.. jak nie ma żadnych przeciwskazań to naturalnie - ponoć piękne przeżycie, mam nadzieję, że przy drugim się uda...
Jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości to wtedy ewentualnie się zastanawiać :ico_nienie:
to pytanie skierowałam do Beaty78
oby dwa porody byly identyczne pierwszego wyciagneli kleszczami
i drugiego proznociagem :ico_szoking: pierwszy 3700 drugi 4200
masakra ale naszczescie sa zdrowi a ja musialam po drugim porodzie miec plastyke krocza :ico_placzek: teraz strasznie boje sie tego trzeciego porodu co to bedzie :ico_olaboga:
czytając jej opis to chyba wynika że w jej przypadku naturalny poród nie przebiega naturalnie, że ona się męczy i dzieci i nie jest to dla niej piękne przeżycie... Wyciąganie dziecka w taki sposób moim zdaniem jest gorsze aniżeli zrobienie cc

Awatar użytkownika
izuś_85
Cyber rusałka
Cyber rusałka
Posty: 9059
Rejestracja: 21 gru 2008, 21:25

17 paź 2011, 15:31

izabellla współczuję takiego porodu :ico_olaboga: bałas się ale jednak słyszałaś od nas wszystkich ze da sie przeżyć :ico_noniewiem: a jednak Ciebie biedną spotkało takie traumatyczne doświadczenie :ico_olaboga:
na szczęscie Oliwka jest już z Tobą cała i zdrowa :ico_sorki:
dzielna kobietka jesteś :ico_sorki:

Awatar użytkownika
Qanchita
Trzy tysiące lat minęło...
Posty: 3185
Rejestracja: 20 sie 2009, 16:47

17 paź 2011, 19:42

moni26, nie nie...samo CC nie bolało ani trochę :-)
Boleć zaczęło jak znieczulenie zaczęło puszczać :ico_chory:

NICOLA_1985

17 paź 2011, 21:13

ja też miałam dwa cc, pierwsze podpajęczynówkowe i leżałam 12 godzin bez ruchu , wstałam dopiero na następny dzien o 6 rano pod prysznic i wtedy zdjęli mi cewnik z sikaniem nie było problemu, ogólnie wyglądałam jakby mnie z krzyża zdjęli i tak też się czułam, długo bolał mnie brzuch .
druga cc była w znieczuleniu ogólnym bo próba wkłucia się w kręgosłup była nieudana, wkłuwała mi sie anestezjolog kilkanaście razy aż widziała, że już trzymam położną za fraki i lecą mi zły i zaciskam zęby to dała mi spokój i doszła do wniosku, że jednak jest za dużo zrostów (przy pierszym cc znieczulili mi miejsce w którym miałam wkłuwaną igłę), ogólnie wspominam to cc gorzej bo znieczulenie zeszło od razu gdy tylko zaczynałam się przebudzać, wszystko mnie bolało czułam się jakby po mnie czołgiem przejechali ale już po kilku godzinach mogłam siadać , wstawać i zajmować się synkiem , szybciej doszłam do siebie , niestety cewnik miałam dłużej bo kilka dni i później miałam problemy z sikaniem bo nie czułam , że sikam, nie czułam , że mi się chce sikać a miałam juz pełny pęcherz i leciało samo... coś też sie stało z jelitem grubym bo przez ponad tydzien nie czułam, że chce mi się iść do kibelka .. :ico_noniewiem: dopiero po czopkach poczułam... ale ginekolog nie chciał mi przepisywac co chwilę czopków bo nie chciał zeby było tak ze juz wcale bez czopka nic nie zrobię i kazał siedzieć na tronie i się męczyć..
mimo wszystko w mojej sytuacji nie podjęłabym innej decyzji niż cc..

Katka
Wodzu
Wodzu
Posty: 11450
Rejestracja: 07 mar 2007, 15:43

18 paź 2011, 22:03

To ja też może napiszę o moim porodzie przez cesarskie cięcie.

25 czerwca (środa) stawiłam się w szpitalu z prośbą o podłączenie do ktg i sprawdzenie jak miewa się moja córcia.
Tego dnia ruszała się zdecydowanie mniej, dotychczas była bardzo aktywna w brzuszku.
Ale zamiast na ktg, trafiłam na "kozła" i pewna "wspaniała" położna zaczęła mnie badać.
Ból nie do opisania, łzy same spływały po policzkach.
Podjęła decyzję, że dla dobra dziecka koniecznie muszę zostać w szpitalu.
Stwierdziła rozwarcie na 2cm, co u pierworódki może świadczyć o rozpoczęciu się porodu (w każdej chwili).
Byłam prawie 2 tyg przed terminem.
Ale uznaliśmy z M, że nie ma co ryzykować.
Więc zostałam.

W nocy obudziłam się zakrwawiona, podbrzusze potwornie mnie bolało.
Lu się nie ruszała :ico_placzek: :ico_placzek: :ico_placzek:
Miałam najgorsze myśli.
Poszłam do położnych.
Z uśmiechem na twarzy stwierdziły, że podczas badania (przy przyjęciu) położna naruszyła mi czop i stąd ta krew.
Szkoda, że ta "wspaniała" położna nie uprzedziła mnie, że coś takiego może się stać.
Oszczędziłaby mi stresu.

Rano podłączyli mi kroplówkę z oksytocyną.
Cały dzień spacerowałam z M po korytarzu, bez jedzenia, bez picia.
Upał był niemiłosierny.
Nogi spuchnięte potwornie.
Ale zaciskałam zęby.
Zero skurczów.
W międzyczasie bolesne badania gin.
Czopki, zastrzyki.
Ale nic z tego.
Kolejnego dnia dali mi odpocząć.
A już następnego - kolejna kroplówka z oxy.
I znów spacer po korytarzu przez cały dzień.
Bez jedzenia.
Zastrzyki, czopki.
Nawet do wanny mnie włożyli na 2h :ico_szoking:
Kazali klęczeć w rozkroku :ico_placzek:
Nie miałam sił.
Mimo tych wszystkich zabiegów nic się nie działo.
Rozwarcie na 1 palec.
Wieczorem byłam wykończona maksymalnie.
Cały ten czas plamiłam krwią.

Na drugi dzień przyszła "wspaniała" położna (ta, która mnie przyjmowała) i uznała, że przy niej urodzę.
Wzięła mnie na porodówkę i pow.że tylko sprawdzi rozwarcie.
A byłam po badaniu gin, które chwilkę wcześniej wykonał lekarz dyżurujący.
Wpakowała mi tam swoją łapę i sprawiła tym ogromny ból.
Znów łzy leciały po policzkach, a ja prosiłam by przestała.
To mi przez zaciśnięte zęby wycedziła: jak chcesz urodzić, to wytrzym ten ból !"
I dodała, że tu tylko poodkleja :ico_szoking:
Później okazało się, że odklejała worek owodniowy od ściany macicy :ico_placzek: :ico_placzek: :ico_placzek:
Dlatego tak potwornie bolało.

Po tym "badaniu" nie mogłam chodzić.
Potwornie bolał mnie brzuch.
Miałam dość i fizycznie i psychicznie.
Poród był wywoływany już prawie tydzień.

No i wyszłam z oddziału ok.14tej.
Wróciłam ok.18tej.
Cały czas siedziałam z rodzinką na ławce w przyszpitalnym ogródku.
Dziś wiem, że gdybym została na sali, prawdopodobnie wydarzyłby się tragedia.
Ta "wspaniała" położna zrobiłaby wszystko by wymusić u mnie poród, by zmusić Lu do przyjścia na świat siłami natury.
A to jeszcze nie był jej czas...

Następnego dnia wypisałam się ze szpitala na własne żądanie.
Od razu pojechałam na wizytę do mojego ginka.
Zrobił mi usg i jego mina zdradzała pewnie zaniepokojenie ;)
Mierzył Lu 3 razy i za każdym razem szacowana waga urodzeniowa była większa.
Określił jej wagę na 4,5-4,9 kg.
I z miejsca wypisał skierowanie na cc :ico_szoking:

Byłam w szoku.
Przecież calutką ciążę przygotowywałam się na poród SN, na poród rodzinny...
Ale nie dyskutowałam.
Następnego dnia miałam stawić się w szpitalu.
Tylko tym razem zdecydowałam się na szpital, w którym pracował mój ginek.
Był oddalony od domu o 50 km :ico_olaboga:

1 lipca przyjęto mnie na oddział.
Ordynator oddziału uznał, że nie widzi wskazania do cc :ico_szoking:
Że według ich usg dziecko waży 4 kg.
Że spróbuję urodzić naturalnie.
Bałam się strasznie, bo miałam świadomość, że taki poród w przypadku mojej dużej córci zakończy się tragedią :ico_placzek:
Jej śmiercią lub niepełnosprawnością :ico_placzek:
Dużo nerwów straciłam w tym szpitalu, wylałam morze łez.
Na szczęście mój ginek mnie nie zawiódł i tak jak obiecał doprowadził do mojej cesarki.
2 lipca wieczorem podano mi relanium, bym spokojnie przespała noc.
3 lipca ok.5.00 położna zabrała mnie do toalety, zrobiła lewatywę.
Podłączyła kroplówki.
Przebrali mnie w szpitalną koszulę (w której świeciłam tyłkiem :P)
Kazano przepakować moje rzeczy w foliowe torby :ico_szoking:
I z całym dobytkiem powieźli mnie na salę operacyjną.
Tam czekał na mnie cudowny anestezjolog i oczywiście mój ginek.
Anestezjolog porozmawiał ze mną, wypełniłam dokumenty i wjechałam na salę.
M musiał zostać na korytarzu.
Miałam znieczulenie podpajęczynówkowe.
Wkłucie bolało tylko troszkę.
Dość długo czułam dotyk.
Ginek chciał już ciąć, ale ja nadal miałam czucie.

W końcu przystąpili do dzieła.
Nie widziałam kompletnie nic.
Miałam parawanik.
Słyszałam tylko jak pracowała maszyna do odsysania.
Gin jeszcze żartował, że to jednak chłopiec jest ;)
Poczułam mocne szarpnięcie.
Gin pow." o ! jaka wkurzona minka!"
I usłyszałam krzyk, najpiękniejszy krzyk na świecie.
Donośny.
Taki silny.
Anestezjolog pow. żę będę jej mogła pleść warkoczyki (urodziła się kudłata ;))
Podczas operacji trzymał mnie za ramię i tłumaczył co się dzieje.
Nie pokazali mi mojej Gwiazdeczki, od razu zabrali do pokoiku obok.
Cały czas słyszałam jak płacze, łzy szczęścia płynęły po policzkach.
Pielęgniarka anestezjologiczna wycierała moje łezki.
Ginek zajął się ratowaniem mojej macicy, bo dostałam krwotoku.
Poczułam się słabo, zachciało mi się nagle spać i zrobiło mi się strasznie zimno.
Ciężko mi się oddychało, spadło ciśnienie.
A maszyna do odsysania nie nadążała odsysać.
Udało się opanować sytuację ...
I przynieśli mi na chwilkę moją Lu.
Położyli ją przy mojej twarzy.
Uspokoiła się, przestała płakać.
Przywitałam ją słowami: witaj moja wyśniona Gwiazdeczko :)
I wtuliłam się w jej aksamitną skórkę:)
Nie mogłam opanować łez ;)
I tylko zapytałam ile tak naprawdę waży.
A położna z uśmiechem na twarzy pow.: 5190 g :-D
Odebrało mi mowę hihi

I zabrali moje małe wielkie Szczęście.
M mógł ją zobaczyć tylko chwilkę na korytarzu.
Nawet nie mógł jej dotknąć, wziąć na ręce :ico_placzek: :ico_placzek: :ico_placzek:
Zawieźli ją na oddział noworodkowy.
Po chwili (M twierdzi, że bardzo długo nie wyjeżdżałam z sali operacyjnej) wywieźli i mnie.
Zdążyliśmy tylko przytulić się z M, popłakaliśmy się, M mi podziękował za piękna córkę i odesłali go do domu.
Leżałam na oddziale zamkniętym, nikt, absolutnie nikt nie mógł do mnie wejść :(
Miałam komplikacje po cc, więc 2 doby leżałam pod kroplówkami.
Lu była osobno, na oddz.noworodkowym.
Nikt nie pomógł przystawić mi jej do piersi.
Nikt nawet nie przywiózł jej, nie wyjął z łóżeczka i nie pozwolił nam poleżeć razem.
Tak bardzo chciałam ją zobaczyć, poczuć blisko, przytulić, pocałować.
Byłyśmy rozdzielone przez niemożliwie długie 2 doby :ico_placzek:
:ico_placzek: :ico_placzek:
4 lipca wieczorem spionizowali mnie.
Ból był okropny, nie do opisania, nie do zniesienia.
Po samej cc miałam na brzuchu ciężąrek z piaskiem- 2kg, na zmianę z kompresem lodowym.
Macica nie chciała się obkurczać.
Ból był tak silny, że dostałam drgawek.
Poprosiłam o morfinę.
Poczułam ulgę.

5 lipca rano wyjęto mi cewnik i przywieziono Lu.
Nie oddałam jej już na oddz.noworodkowy ani na momencik.
Chciałam się nią nacieszyć i nadrobić stracony czas...
Bolało potwornie, dziecko było ciężkie, ale radziłam sobie dzielnie :)

Nie miałam pokarmu.
Nie dokarmiano jej mlekiem modyfikowanym.
I Lu dostała silnej żółtaczki.
Wypisałam ją na własne żądanie.
Miałam straszną przeprawę z pediatrą.
Ale udało się.
w końcu nas wypuściła.
Umieściłam ją w szpitalu, w moim mieście.
Tam okazało się, że jest zarażona gronkowcem.
Zakażenie wdało się do pępka.
Leżała w szpitalu 7 dni.
Miała fototerapię, kroplówki, antybiotyk podawany dożylnie i mnóstwo badań.
Miała pokłute rączki i nóżki :(
Nie mogłam z nią być na patologii noworodka :ico_placzek:
Znów byłyśmy rozłączone...

Ale nasz koszmar skończył się w 11 dobie jej życia.
Nareszcie mogłam zabrać ją do domku i cieszyć się moim Skarbem ...

Wróć do „Ciąża, czyli nasze 9 miesięcy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość