Witam dziewczyny - u mnie jest w drugą strone....
Mojego męża "nosi" a mnie nie, bo czuje że nie damy rady.
Może troche o mnie...
Mam 31 lat, razem jesteśmy ponad 11 lat,przez ostanie pół roku jesteśmy małeżeństwem (w końcu uregulowaliśmy sprawy papierkowe). Jakieś 6 lat temu przytrafił mi się operacja ginekologiczna na torbiele na jajnikach (oba były zaatakowane). Z jednego jajnika została 1/3 z drugiego 2/3 - więc jak zebrać do kupy to mam 1 cały janik - nie jest źle :)
Jestem bardzo "praktyczna" i wiele rzeczy, na które nie mam do końca wpływu, widzę w czarnych barwach. Myśl o dziecku przeraża mnie, bo:
- trzeba wyremontować mieszkanie (a nie ma na to kasy) - sufit się sypie, okna przedwojenne, o rozsypujących się meblach nawet nie wspominam.
- pracuję (własna firma, która jest na etapie rozwoju i jeszcze nie przynosi sensownych dochodów), sama zajmuje się "domem" - jak ja sobie dam rade przy dziecku, jak już teraz nie starcza mi czasu a sypiam po 5-6 godzin na dobe
- a co będzie jak mi przyjdzie leżeć w czasie ciąży ( do tej pory u nas w rodzinie było tak z każdą ciążą, wiec pewnie mnie też to nie ominie)?
- idzie kryzys i nie moge byc pewna, czy firma się rozwinie i przetrwa na rynku
Mój chłop mówi, że mam się nie martwić, że jakoś to będzie. To się pytam jak. A on twierdzi - spokojnie coś się wymyśli. Tylko co?
I co teraz...