: 04 maja 2010, 12:07
Ojej.
Pruednece trzymaj się, będzie dobrze.
Martuuniu czekamy.
Smnutny Tygrysku witamy.
Anitko trzymam kciuki za pracę.
co do ofert, to wysłałam, w sumie na dzień dzisiejszy, 80 i od jutra dalej wysyłam. Wszystkie w zawodzie. Teraz jednak e-mailem, nie listami. Jeszcze ta cholerna synaba na uniwer. Pani z doktoratu do mnie mówi, ze niedbale wypełniam i nie przyjmie. A ja na to, ze to bzdura, co mówi i jeśli ja się uprę, to przyjmie, ale ponieważ jestem osobą kulturalną, to to poprawię, oczywiście. Jednak tak jak do tej pory. Dodałam, że jeślibym miała zatrudnienie na uniwerze, to wycyzelowałabym jej to gotykiem, a ponieważ na dzień dzisiejszy jest to dla idei, to niech mi głowy nie zawraca głupotami i wyszyłam. Głupi babsztyl. Drukowane ładniej by wyglądało. Idiotka, normalnie brak słów. Siedzi to i się nudzi.
Papiery do przedszkola złożyłam i czekamy, co będzie dalej.
Weekend majowy ok. Byliśmy w domku mojej siostry w górach. Normalna dzicz. Do rodziców nie daleko, ale tak w lesie, na odludziu dziwnie. W nocy się wystraszyłam, kiedy zaczęło się jakieś zwierze pałętać po suficie i do tego przenikliwie piszczeć. Cisz, noc, deszcz stuka o dach i szyby, a tu przeraźliwy wrzask. Myślałam, że zemdleję. Chwyciłam Amelkę i mówię do mojego M, że jedziemy do domu. A mój M - bohater z miotłą i tłuczkiem do mięsa poszedł na zwierza. Odsunął na piętrze wszystkie meble, ostukał wszystkie ściany i okazało się, ze to łasica ma młode między sufitem a dachem. Strach ma wielkie oczy, a nieznany jeszcze większe. Ale zwierzątko bardziej się nas wystraszyło niż my go i zabrało młode. Rano łasicy już nie było. Oddychanie naturą niesamowite, odpoczynek od wszystkiego świetny i co najważniejsze - PRZYGODA.
Zaczęłam dietę proteinową i nie wiem, jak to będzie. Jem więcej niż wcześniej i jestem ciągle głodna. Straszne. Nie wiem, jak to zniosę.
Pruednece trzymaj się, będzie dobrze.
Martuuniu czekamy.
Smnutny Tygrysku witamy.
Anitko trzymam kciuki za pracę.
co do ofert, to wysłałam, w sumie na dzień dzisiejszy, 80 i od jutra dalej wysyłam. Wszystkie w zawodzie. Teraz jednak e-mailem, nie listami. Jeszcze ta cholerna synaba na uniwer. Pani z doktoratu do mnie mówi, ze niedbale wypełniam i nie przyjmie. A ja na to, ze to bzdura, co mówi i jeśli ja się uprę, to przyjmie, ale ponieważ jestem osobą kulturalną, to to poprawię, oczywiście. Jednak tak jak do tej pory. Dodałam, że jeślibym miała zatrudnienie na uniwerze, to wycyzelowałabym jej to gotykiem, a ponieważ na dzień dzisiejszy jest to dla idei, to niech mi głowy nie zawraca głupotami i wyszyłam. Głupi babsztyl. Drukowane ładniej by wyglądało. Idiotka, normalnie brak słów. Siedzi to i się nudzi.
Papiery do przedszkola złożyłam i czekamy, co będzie dalej.
Weekend majowy ok. Byliśmy w domku mojej siostry w górach. Normalna dzicz. Do rodziców nie daleko, ale tak w lesie, na odludziu dziwnie. W nocy się wystraszyłam, kiedy zaczęło się jakieś zwierze pałętać po suficie i do tego przenikliwie piszczeć. Cisz, noc, deszcz stuka o dach i szyby, a tu przeraźliwy wrzask. Myślałam, że zemdleję. Chwyciłam Amelkę i mówię do mojego M, że jedziemy do domu. A mój M - bohater z miotłą i tłuczkiem do mięsa poszedł na zwierza. Odsunął na piętrze wszystkie meble, ostukał wszystkie ściany i okazało się, ze to łasica ma młode między sufitem a dachem. Strach ma wielkie oczy, a nieznany jeszcze większe. Ale zwierzątko bardziej się nas wystraszyło niż my go i zabrało młode. Rano łasicy już nie było. Oddychanie naturą niesamowite, odpoczynek od wszystkiego świetny i co najważniejsze - PRZYGODA.
Zaczęłam dietę proteinową i nie wiem, jak to będzie. Jem więcej niż wcześniej i jestem ciągle głodna. Straszne. Nie wiem, jak to zniosę.