chociaz na chwilke moglam miec przy sobie ,pocalowac ,objac,przytulic...
Mnie nie było to dane... Byłam w takim stanie, że mąż i lekarz zadecydowali, że lepiej dla mnie będzie, jak Kacperka nie zobaczę... Miałam takie momenty, że bardzo żałowałam... Ale po czasie wiem, że rację mieli... Mój mężuś go widział... I jest mu z tym teraz ogromnie ciężko... Mój odporny na stresy, ze stoickim, żeby nie powiedzieć świętym spokojem mężczyzna płacze tyle, co się w całym swoim życiu nie napłakał...
[ Dodano: 2009-03-20, 22:28 ]
Przytoczę Wam, co mnie dzisiaj spotkało... Zerżnę ze swojego wątku, bo nie chce mi się stukać na nowo... Może tylko kilka słów wstępu dla wyjaśnienia... Po porodzie wszystkie rzeczy i sprzęty przeznaczone dla synka zostały przewiezione do mojej siostry, żebym po powrocie nie "potykała" się o nie na każdym kroku... Ale tydzień temu siostra wyleciała do Stanów, więc trzeba było to wszystko z jej mieszkania zabrać, co uczyniła z siostrą moja mama...
"A jutro przede mną sądny dzień... Siostra przed odlotem zniosła wszystkie rzeczy Kacperka do mamy... Muszę jutro do niej jechać i porządek z tym zrobić... Wszystkie rzeczy, łącznie z łóżeczkiem powędrują do siostrzenicy...
Siostrzeniec przed chwilą dosłownie, po moim telefonie i z pytaniem, co im się przyda, bo wiem, że tam krucho z kasą, grzecznie podziękował, bo jego dziewczyna powiedziała, że po umarlaku(tak, nie macie omamów wzrokowych, dosłownie tak powiedziała) nie chce nic dla swojego dziecka... "
Krew i łzy mnie zalały...