ja w pierwszym roku po moim przyjezdzie tutaj sie zapisalam na kurs,ale bylam bardzo niezadowolona,w grupie sami polacy...jakos tak nie wiem,nie moglam sie zrelaksowac,jakas smieszna rywalizacja i atmosfera nie teges na zajeciach wiec zrezygnowalam po pol roku...Maialam zawsze duzo angielskiego w szkole,rozszerzony i wogole od dziecinstwa prywatne lekcje
ale ja nie jestem osoba lubiaca jezyki obce,wole matematyke czy nawet historie...z jezykow zawsze mi bylo pod gorke a kto by pomyslal ze przyjdzie mi mieszkac za granica nie?
...powiem tak,zawsze robilam wszystko zeby sie nie nauczyc a teraz potrzebne
...moj jezyk okreslam na zupelnie wystarczajacy do zycia tutaj,ale ciezko mi sie zdobyc na wysilek by poszerzyc go tak wiecie,na blaszke!...gdybym miala jakies problemy z dagadaniem sie gdziekolwiek to bym sie zmusila pewnie,a tak to musialabym to zrobic by polepszyc slownictow,dodac cos bardziej rozbudowanego..a checi brak niestety u mnie..Mamy tylko angielska tv,maya osluchana od urodzenia poszla do pkola rozumiejac wszystko i poslugujac sie prostymi zdaniami,a teraz po roku idac do szkoly pani nauczycielka myslala ze ma tatusia anglika -co trzeba bylo prostowac
..wiec corka ma talent po tatusiu ktory jezyki lapie swietnie...dodam ze w domu i ze znajomymi mowimy tylko i wylacznie po polsku zeby bynajmniej nie zaszczepic w niej zlego akcentu,bledow itd...ustalilysmy z nauczycielka ze ona zajmie sie angielskim a my rozbudujemy j.polski bo bardzo nam zalezy by maya znala poprawnie,pisownie rowniez a wiadomo jak to jest,angielski latwiejszy i dzieci lapia szybciej,w polskim robi bledy,czasem zle odmienia
wybralabym sie na jakis kurs czego praktycznego tzn jakiejs umiejetnosci ,cos co mogloby sie przydac w szukaniu pracy
o ile sie do takiej bede wybierac bo teraz z ta cukrzyca to nie wiem czy bede mogla sobie pzowolic