wiem karuś, to paskudztwo mieszka w ścianie... i jest takie zjadliwe, że strach.
Jakiś miesiąc temu (może ciut więcej), mój mąż ryzykując zdrowie własne, potraktował sprayem grzybobójczym caaaały kąt u chłopaków. psikał tak, że aż ciekło po ścianie. bleeee...... Nic z tego. Właśnie przedwczoraj zmywałam nowy grzyb w tym miejscu (tym razem spirytusem, bo nie mogłam sobie teraz pozwolić na wyłaczenie pokoju na 3-4 doby -tyle wtedy czekaliśmy aż się wywietrzy ten chlor....
Nasz budynek jest stary, poniemiecki. Do tej pory problemu nie było... to chyba wina plastikowych okien i ich szczelności... Wstawione kilka lat temu...
A jak zamierzacie z tym walczyć?
Moi znajomi walczyli chlorem ACE- traktowali ściany po skuciu tynku...
My chyba też tak zawalczymy... Potem myślałam, żeby pod tynk dać folię w płynie... jest takie coś... ale nie wiem czy to nie pogorszy sprawy... ściana nie będzie już wcale oddychać...
niestety podejrzewam, że problemy damiana z oskrzelami właśnie tu mają swoje źródło...
[ Dodano: 2011-03-14, 22:14 ]
Martalka, dziekuje za bardzo prztdatne informacje i wielkie brawa dla Milenki za siedzenie na nocniku. My jeszcze nicnika nie mamy ale nabedziemy niebawem. Zakupiłam dwa otulacze jutro testujemy i zobaczymy jak nam z tym bedzie. Toz to Milenka za gruba pupke ma leniuszek mały. Mysle ze kwestia paru dni i ruszy na czterech za bracmi.gdybys miała piłke dmuchana ktora zmiesci sid Milence pod brzuszek to mozesz ja postymulowac troszke kładac ja na tej piłce i usrawiajac nozki i raczki do czworakowania a piłka staniwi wowczas podpore. Maz Ci do stolicy pojechał a Ty sama z dzueciaszkami?jak sobie radzisz? Domyslam sie ze łatwo nie jest ale pewnie wesoło i szalenie. Podziwiam choc wiem ze dla kibiety nie ma rzeczy niemozliwych.
Moje vudeko spi juz koło mnie maz przygotowuje mieso na jutro a ja lekture jeszcze przed snem poczytam i pewnie zaraz padne.
Dobranoc
nie mam takie piłki. Ale jak cokolwiek ma pod brzuszkiem to i tak robi "samolot" i prostuje nóżki
Samanta, póki co fajnie jest. Mąż wyjechał o 20tej, więc w sumie zostało mi tylko usypianie całej trójki. Bartek gadał u siebie na górnym pokładzie, Damian miział się po włosach i zasnął raz dwa, Milenka przy cycku.
Zobaczymy jak będzie w ciągu dnia, ale ja zaprawiona w boju. Mój mąż przed zimą pracował do ok 22-23 prawie codziennie. można złapać rytm. A potem już mało rzeczy wydaje się trudnych.
Oj, ale jak wróci, to wybywam SAMA gdziekolwiek- choćby do jakiejś galerii handlowej, albo do parku

Mooożna mieć przesyt dziecięcych głosików.
Zwłaszcza jak dzisiaj się kłócili.
Bartek straszył Damiana reką- tak machał małemu przed nosem by ten się bał, że go uderzy.
prosilam 2 razy by tak nie robił, za trzecim razem już warknęłam.
Na co Damian (który chwilę wczesniej piszczal: "Bartek przestań!! aaaa, ja nie chcie, przestań!! boję się!!" zareagowal: "mamusiu, nie wołaj (
w tłumaczeniu na nasze: nie krzycz) na Bartusia, Bartuś jest kochany!!!!".
Jest męcząco, ale i jest niesamowicie.
ale ja tu sobie piszę beztrosko, a przed 6 muszę wstać, wyszykować Bartka do przedszkola, bo mój brat jedzie na 7mą do pracy i go zabierze...
jakie szczęście, że od września B bedzie chodził do szkoły w odległ 10 min piechotką :) A Damian do przedszkola jakieś 5 min dalej

na ósmą.
Chociaż i tak moja babcia się martwi jak dam radę ich prowadzać całą trójcą

Zabawna ta moja babcia, bo sama miała 6cioro dzieci i jakoś radę dała
no dobranoc :)