16 sty 2009, 16:14
Czesc dziewczyny, tu pisze maz Ani (znaczy Aniabeli), Marcin.
Akurat przyjechalem ze szpitala, po wiele potrzebnych rzeczy (bo oczywiscie nie zdazylismy sie do konca spakowac), wiec pochwale sie wam jak to u nas było z mojego punktu widzenia. Wiec tak: ok. godziny 4:30 obudzilo mnie zamieszanie i harmider. Jak juz sie wybudzilem to okazalo sie ze wody odeszly. Wiec szybko do szpitala. O 5 juz bylismy na izbie przyjec. Potem na sale przedporodowa i walka ze skurczami (bylo bolesnie). Na szczescie dlugo nie czekalismy i juz bylo 8 cm rozwarcia (jak tu przyszlismy to bylo juz i tak az 5cm). Nie zdazyli nawet znieczulenia podac. Zabrali nas na sale porodowa, i tam z wielkim trudem przekonalem Anie do tego zeby zaczela ladnie przec (bo byla oporna i uwazala ze ona nie urodzi, i ze konieczna jest cesarka), jak juz to sie udalo, to z rownie wielkim trudem udalo sie urodzic Ole. Moze z pol godziny tam bylismy. A potem to juz sama przyjemnosc... :) Czyli sciskanie naszego dziecka, przygladanie sie i zachwycanie sie:)
A na koniec garsc faktow: Ola wazy 3440 i ma 56 cm, urodzila sie o 8:25 i podobna jest do tatusia :)
To pa dziewczyny, do napisania. Pozdrawiamy wszyscy troje:)