: 20 gru 2008, 23:25
Czesc dziewczyny
Udalo mi sie dorwac do komputera brata i moge do Was pare slow napisac..
Wlasnie przed chwila Was doczytalam (nie bylo tego tak duzo, nawiasem mowiac)
Gie: wszystkiego najlepszego i od nas
..to ile konczysz? 18? heeehe
Jagna: wspolczuje tego wypadku z Emi, ale niepotrzebnie sie obawialas, ze Cie potepimy.. dla mnie to sygnal, ze musze bardziej obserwowac Jaspiego, bo tez zaczyna sie robic wszedobylski..
w ogole, u nas sie zdarzylo, ze jak A. go trzymal na rekach i siegnal po butelke (glowka malego nie byla asekurowana), to maly sie tak wygial do tylu, ze az mnie ciarki przeszly... no i musialo go to zabolec, bo zaczal bardzo plakac..
jakos udalo sie go uspokoic po 5 min.. wiec moze to nie byl bol, tylko strach.. sama nie wiem.
okej, co u nas... lot samolotem (2 loty dokladnie) to byl KOSZMAR!
maly mial przygotowana butle na start, wiec bylo okej.. pierwszy lot trwal 2.5 godziny, a drugi 2.
no wiec po starcie i po wypiciu butli, maly sie rozryczal.. i ryczal chyba z dobre 20 min bez przerwy
pozniej sie uspokoil na chwile i powtorka z rozrywki..
probowalismy wszystkiego, spokojny byl jedynie jak jadl.. i takim sposobem w ciagu 2 godzin wypil 250 ml mleka
przy drugim locie byly 3 maluszki (oprocz Jaspiego) i wszystkich nas posadzono kolo siebie... mozecie sobie wyobrazic co tam sie dzialo
myslalam, ze mi glowe rozerwie (i to nie od cisnienia
)
po prostu tragedia... latanie z takim maluchem - a to nas jeszcze czeka (2 razy!!!)
co do pobytu w Polsce, to siedze u rodzicow, codziennie nas ktos odwiedza (tzn. babcia, sasiedzi, moje kumpele...), dzisiaj pojechalismy do rodziny w gory i A. stwierdzil, ze ma dosc
ze meczy go przebywanie z ludzmi, a tym bardziej z tymi, ktorzy nie mowia po ang (mimo, ze zawsze przynajmniej jedna osoba oprocz mnie - mowi... np. moj brat, jego dziewczyna, moj tata)... w ogole poklocilismy sie o to, bo on ma jakiegos focha i psuje mi cala radosc z tego pobytu
wiecie, wymysla wymowki, zeby tylko nie byc w domu, chce sie "urywac", niechetnie jezdzi do mojej rodziny, nie chce poznawac moich znajomych... taki dziki jest i nie wiem czemu
ok, jezyk jezykiem, ale przeciez na upartego, to ja moge robic za tlumacza... gdyby tylko on wykazal odrobine dobrej woli, zainteresowania... to boli, bo widze, jak moi rodzice i brat staraja sie, zeby niczego mu tu nie zabraklo (jedzenie, ktore lubi, programy w tv sa przelaczone na jezyk angielski, mama stara sie cos mowic po ang., mimo, ze slabo jej to idzie... nawet sie uczyc tego jezyka zaczela ze wzgledu na A.!!)
jest mi po prostu cholernie przykro, ze tak olewa moja rodzine (ktorej w wiekszosci nie widzialam przez dlugi dlugi czas)... mam wrazenie, ze pobyt tutaj go meczy, wszystko go drazni, wszystko komentuje (oczywiscie tylko do mnie, bo na glos przy wszystkich sie nie odwazy i usmiecha sie... szkoda, ze jest to falszywy usmiech)
sorrki, ze tak sie zale, ale musialam to z siebie wywalic..
powiedzial mi, ze on nie potrzebuje towarzystwa innych ludzi i nie zamierza spotykac sie z innymi parami po powrocie (to bylo moje marzenie tak prawde mowiac)... i tak sobie mysle, ze tutaj w Polsce czuje sie naprawde szczesliwa (powiedzialam mu to, to sie do teraz do mnie nie odzywa
) ech.. ciezkie jest to zycie 
a zmieniajac temat, to Jasperek robi furore wsrod wszystkich!!!
myslalam, ze bedzie taki dziki, bo do tej pory, to znal tylko mnie i A.
a tu taka niespodziewajka! usmiecha sie do wszystkich (a wrecz sie smieje), gaworzy, nie placze, jest po prostu IDEALNY... i wszyscy nam zazdroszcza (heheheeh!)
taka jestem z niego dumna
w poniedzialek lecimy do Anglii na 10 dni (szczerze, to 100 razy bardziej wolalabym zostac w domu - mam teraz z mama super kontakt)... mama A. pracuje, wiec nie ma co liczyc na jakis wypad bez malego.. tacie A. nie zostawilabym Jasperka, gdyby mial zostac z nim sam... jakos nie wydaje mi sie, zeby sobie poradzil.
tak wiec czeka nas siedzenie w domu... mam plan uczyc sie hiszpanskiego i chetnie zrobilabym na zlosc A. i caly czas chodzilabym naburmuszona i zla na caly swiat... ale nie zrobie tego, bo za bardzo lubie i szanuje jego rodzine...
ufff.. to sie wygadalam, jeszcze raz przepraszam za to narzekanie (a mial byc taki wesoly swiateczny post
), jakos tak wiem, ze tu sie moge zawsze wyzalic i nikt mnie za to nie opierniczy
zajrze tu jeszcze jutro... dobranoc
fajnie bylo Was znowu poczytac
[ Dodano: 2008-12-20, 22:36 ]
aha, myslalam, ze w Polsce bedzie zimniej... ale nie jest zle
tylko taka ciapleta na ulicy, niefajne 
kilka dni temu kupilismy prezenty.. dla mamy kupilam srebrna broszke z bursztynem w 3 kolorach, a A. ksiazke z przepisami na tapas (hiszpanskie zakaski), dla brata polar i takie jakies "magiczne magnesy", ktore cos tam robia, a dla taty zlozylismy sie z A. na GPS - to bylo jego marzenie, wiec juz jutro sie ono spelni
dla A. zamowilam u ciotki-malarki-artystki recznie malowany kubek z porcelany, z dedykacja.. oryginal, nie ma takiego drugiego na swiecie
(ciotka od siebie zrobila dla mnie taki sam, tylko, ze z moim imieniem
wiec bedziemy miec komplet)
portfel troche chudszy, ale... bardzo lubie dawac prezenty, nawet bardziej niz dostawac
a Wy co macie zamiar dac najblizszym?

Udalo mi sie dorwac do komputera brata i moge do Was pare slow napisac..
Wlasnie przed chwila Was doczytalam (nie bylo tego tak duzo, nawiasem mowiac)

Gie: wszystkiego najlepszego i od nas

Jagna: wspolczuje tego wypadku z Emi, ale niepotrzebnie sie obawialas, ze Cie potepimy.. dla mnie to sygnal, ze musze bardziej obserwowac Jaspiego, bo tez zaczyna sie robic wszedobylski..
w ogole, u nas sie zdarzylo, ze jak A. go trzymal na rekach i siegnal po butelke (glowka malego nie byla asekurowana), to maly sie tak wygial do tylu, ze az mnie ciarki przeszly... no i musialo go to zabolec, bo zaczal bardzo plakac..
jakos udalo sie go uspokoic po 5 min.. wiec moze to nie byl bol, tylko strach.. sama nie wiem.
okej, co u nas... lot samolotem (2 loty dokladnie) to byl KOSZMAR!
maly mial przygotowana butle na start, wiec bylo okej.. pierwszy lot trwal 2.5 godziny, a drugi 2.
no wiec po starcie i po wypiciu butli, maly sie rozryczal.. i ryczal chyba z dobre 20 min bez przerwy

probowalismy wszystkiego, spokojny byl jedynie jak jadl.. i takim sposobem w ciagu 2 godzin wypil 250 ml mleka

przy drugim locie byly 3 maluszki (oprocz Jaspiego) i wszystkich nas posadzono kolo siebie... mozecie sobie wyobrazic co tam sie dzialo

myslalam, ze mi glowe rozerwie (i to nie od cisnienia

po prostu tragedia... latanie z takim maluchem - a to nas jeszcze czeka (2 razy!!!)
co do pobytu w Polsce, to siedze u rodzicow, codziennie nas ktos odwiedza (tzn. babcia, sasiedzi, moje kumpele...), dzisiaj pojechalismy do rodziny w gory i A. stwierdzil, ze ma dosc



wiecie, wymysla wymowki, zeby tylko nie byc w domu, chce sie "urywac", niechetnie jezdzi do mojej rodziny, nie chce poznawac moich znajomych... taki dziki jest i nie wiem czemu

jest mi po prostu cholernie przykro, ze tak olewa moja rodzine (ktorej w wiekszosci nie widzialam przez dlugi dlugi czas)... mam wrazenie, ze pobyt tutaj go meczy, wszystko go drazni, wszystko komentuje (oczywiscie tylko do mnie, bo na glos przy wszystkich sie nie odwazy i usmiecha sie... szkoda, ze jest to falszywy usmiech)

sorrki, ze tak sie zale, ale musialam to z siebie wywalic..
powiedzial mi, ze on nie potrzebuje towarzystwa innych ludzi i nie zamierza spotykac sie z innymi parami po powrocie (to bylo moje marzenie tak prawde mowiac)... i tak sobie mysle, ze tutaj w Polsce czuje sie naprawde szczesliwa (powiedzialam mu to, to sie do teraz do mnie nie odzywa


a zmieniajac temat, to Jasperek robi furore wsrod wszystkich!!!

myslalam, ze bedzie taki dziki, bo do tej pory, to znal tylko mnie i A.
a tu taka niespodziewajka! usmiecha sie do wszystkich (a wrecz sie smieje), gaworzy, nie placze, jest po prostu IDEALNY... i wszyscy nam zazdroszcza (heheheeh!)
taka jestem z niego dumna

w poniedzialek lecimy do Anglii na 10 dni (szczerze, to 100 razy bardziej wolalabym zostac w domu - mam teraz z mama super kontakt)... mama A. pracuje, wiec nie ma co liczyc na jakis wypad bez malego.. tacie A. nie zostawilabym Jasperka, gdyby mial zostac z nim sam... jakos nie wydaje mi sie, zeby sobie poradzil.
tak wiec czeka nas siedzenie w domu... mam plan uczyc sie hiszpanskiego i chetnie zrobilabym na zlosc A. i caly czas chodzilabym naburmuszona i zla na caly swiat... ale nie zrobie tego, bo za bardzo lubie i szanuje jego rodzine...
ufff.. to sie wygadalam, jeszcze raz przepraszam za to narzekanie (a mial byc taki wesoly swiateczny post


zajrze tu jeszcze jutro... dobranoc

fajnie bylo Was znowu poczytac

[ Dodano: 2008-12-20, 22:36 ]
aha, myslalam, ze w Polsce bedzie zimniej... ale nie jest zle


kilka dni temu kupilismy prezenty.. dla mamy kupilam srebrna broszke z bursztynem w 3 kolorach, a A. ksiazke z przepisami na tapas (hiszpanskie zakaski), dla brata polar i takie jakies "magiczne magnesy", ktore cos tam robia, a dla taty zlozylismy sie z A. na GPS - to bylo jego marzenie, wiec juz jutro sie ono spelni

dla A. zamowilam u ciotki-malarki-artystki recznie malowany kubek z porcelany, z dedykacja.. oryginal, nie ma takiego drugiego na swiecie


portfel troche chudszy, ale... bardzo lubie dawac prezenty, nawet bardziej niz dostawac

a Wy co macie zamiar dac najblizszym?