Jagódka może Ciebie coś ugryzło??? teraz wszystko jest jakieś toksyczne...moją ciocię coś użarło to jej pół nogi zapuchło! a druga po ugryzieniu osy na pogotowie musiała jechać!!!
Anza...kocham Was!!! przepiękne zdjęcia!!! dawaj jeszcze to może mi ten spokój i miłość przekopiuje się na twardy dysk umysłu!!!
I nie martw się że męza nie ma...zarobi trochę kaski...a potem będzie już z Wami. A praca już wybrana czy się zastanawia? O, ja dziś bym chciała takie śpiące dziecko...moje spało niecałe 2godziny i chodzi marudzi, popłakuje...
Doris jaka mądra decyzja...pewnie, że nie warto jechać i się wkurzać...czasem niepotrzebnie człowiek coś powie, a oni i tak z tego nie wyciągną wniosków tylko kolejny powód do nienawiści będzie...nie warto...
jeju, no kurczę wiecie co...szkoda, że to wszystko tak ładnie napisane...tylko mi to cholernie ciężko przychodzi przeniesienie tego w życie. Na prawdę wdzięczna jestem za wsparcie...i od razu mi wstyd, że czasem taka idiotka ze mnie. Podziwiam Was za tyle spokoju, dystansu do życia, do siebie...
ja się ciągle zastanawiam, kiedy się coś we mnie zmieniło, wypaliło...mam wrażenie, że dopadła mnie depresja poporodowa...że przerzucam na Hanię swoje frustracje...że zmienila mi życie, że jej pojawienie się zabrało mi partnera...że jestem nijaka, że nie mam silnej woli, nie umiem zmienić swojego wyglądu, charakteru...że nie nadążam, że nie umiem zadowolić swoich najbliższych...no i że w tym wszystkim nie mam już czasu na siebie, a najbardziej, że ja tego czasu nie umiem wykorzystać!!! że się sama nie potrafię nigdize wybrać...ja to wszystko wiem, co jest źle...ale nie umiem z tego wyjść!!! boli mnie, że mówię J o tym, a on tylko umie powiedzieć, to musisz to zmienić, musisz sobie gdzies wyjść...Łatwo mówić, jak on nie ma kuli u nogi i zawsze może uciec. Jak ja mam wyjść, to mi się odechciewa, bo wiem że zaraz mama się i tak zaangażuje w opiekę nad Hanią, albo J ją posadzi przed tv...to ja już nigdzie nie chcę iść. No i dobija mnie fakt, że on mnie już nie traktuje wcale..że jest między nami obojętność. Że ja już nawet nie mam ochoty walczyć, nic nie czuję...niedawno miałam zrywy, byłam gotowa coś zrobić, żeby go zaskoczyć...a teraz? jest mi zupełnie niepotrzebny...i nawet się nie staram o cokolwiek...jest to jest i wystarczy. może i na to macie receptę???jak z tego wyjść???
zaraz zacznę pracę na własny rachunek...boję się, że to dopiero mnie pogrąży...
mam nadzieję, że na wakacjach nie będzie nam padało, że nasi mężowie choć 1dzień się poświęcą i pozwolą nam uciec od siebie i poleżeć na plaży...bardzo mi tego potrzeba...pobyć z kobietą, która jest jeszcze bardziej pogrążona i wypluć ten jad z siebie..niech płynie do Skandynawii
u nas leje...porażka...
J się błąka z małą u moich rodziców, ja kończę prasowanie...idę nastawić pralkę...i tak się będziemy obijać o ściany cały dzień...a na wieczór mam browara...i jak młoda pośpi to chyba se lejdis na sen zapuszczę
na razie...
[ Dodano: 2008-08-15, 13:37 ]
a...i ponawiam pytanie kto będzie w Kozienicach??? bo zaraz się okaże że
Sikorka 