Kochane Kobietki, cudownie ze macie takie wspaniale wiesci. Wlasciwie czuje że nie powinnam już tu wcale pisać bo tylko psuje atmosferę ale to miejsce z którego czerpie jeszcze najwięcej nadziei. Bliscy oczywiście też mnie wspierają ale nie rozumieją tak jak Wy.
Dziś rano pobrali mi krew na hcg. Potem usg. Tam wyrok: duży krwiak i wciąż brak zarodka. Zdaniem lekarki zaburzenia pracy trofoblastu i stąd podwyższone hcg. Mówiła coś o groniaku czy coś... Jutro lyzeczkowanie. Gdybym była na czczo to zrobilaby dzisiaj. Powiedziała że to konieczne abym za trzy miesiące mogla zajść w upragniona ciążę. Przyznaję że zaczęłam się powoli godzić z ta mysla, że jeśli ten groniak po wyleczeniu pozwoli mi na zdrową ciążę to może lepiej...
A na wieczorny dyżur przyszedł lekarz który jako pierwszy zapytał mnie o długość cyklu (32-33) i spytał skąd pomysł lyzeczkowania. Stwierdził że długość cyklu zmienia postać rzeczy i że przecież hcg wzrosło !!! Ja wczoraj zle zrozumiałam, miałam 1070 a nie 1700, a dzisiaj mam 1480. Więc tendencja wzrostowa. I dał mi nadzieję, tylko że ja już im nie ufam.
