Witam wieczorową porą
Uff nie wiem od czego zacząć,nie życzę żadnej z was aby przeżyła to co ja w tamtym tygodniu. Nie wiem czy pamiętacie jak pisałam, że moja Ola jest strasznie marudna i nie mogę dać sobie z nią rady. 10 lipca byłyśmy na szczepieniu i od tamtego momentu moje dziecko było chore a ja tego nie widziałam. Myślałam, że to tak po szczepieniu się zachowuje, a tu nonono. Biedactwo było chore, nie wiem do dziś dokładnie co jej było, w badaniu moczu wyszło 2 razy więcej leukoctytów niż jest norma. Posiew moczu na szczęście wyszedł ok, więc żadnej bakterii nie było. Pomógł jej furagin. Dziś powtórzyliśmy badanie moczu na szczęście jest ok i moje dziecko jest wreszcie moim kochanym pogodnym dzieckiem. Może wcześniej bym zauważyła że jest coś nie tak, ale akurat w tym samym czasie było po szczepieniu, potem pojawiły się pleśniawki no i jeszcze te swędzące dziąsełka
. Nawet mi do głowy nie przyszło, że to coś innego. Pech chciał, że cały tamten poprzedni tydzień byłam z małą sama, od czasu do czasu pomagała mi mama. Moja mama myślała, że Ola jest tak rozpieszczona, a moje maleństwo tak cierpiało
. We środę ok 16-stej dałam małej czopka - eferalgan. Pomyślałam, że może boli ją coś. Ok 18-stej moje dziecko tak zaczęło płakać, hmmm to był płacz połączony z krzykiem. Nie wiedziałam co się stało. Nawet po szczepieniu tak nie krzyczała. Nie pomagało nic. W końcu ja spanikowałam i zaczęłam ryczeć razem z nią
, to było coś okropnego. Płacz się nasilał, a Ola traciła oddech. Akurat na szczęście była u mnie mama. Nie było mojego Sławka, nie było mojego ojca (też w delegacji), jak na złość nie było samochodu. Moja mama zadzwoniła po karetkę. I tu puściły mi całkowicie nerwy bo okazało się że pogotowie nie przyjedzie, powiedzieli że musimy sobie same poradzić i przyjechać do szpitala. Ja się tak wkurwiłam, że teraz to nie potrafię nawet tego opisać. Pani z pogotowia pytała (przez tel) tylko chyba ze 100 razy mojej mamy czy dziecko ma temperaturę, a moja mama odpowiadała jej że dziecko tak krzyczy, że nie daje sobie zmierzyć temperatury. I tak po 10 minutach błagania i proszenia o karetkę zostało nam wezwać taxi. W szpitalu zaczęły się problemy bo ja z tego wszystkiego zapomniałam zabrać peselu mojego dziecka. Niestety plączące, wręcz zanoszące się dziecko i ja rozpłakana nie robiłam żadnego wrażenia na paniach pielęgniarkach. I prosząc, aby szybko przyszedł do nas lekarz nie skutkowało. Dziewczyny nigdy w życiu nie przeżyłam tak czegoś okropnego. Nawet teraz jak wam to piszę to łzy mi się przeciskają. Okrutne to wszystko. Kiedy szanowna pani doktor raczyła do nas przyjść, zajęła się sprawą pępka mojego dziecko, a mianowicie, że ma brudny
. A jej powchodziły jakieś meszki z ubranka. Jadąc na pogotowie nie myślałam, aby przebrać Olę, liczył się dla mnie czas. Chyba pępek z mechami nie jest w takim momencie najważniejszy. W końcu nie wytrzymałam opieprzyłam tą panią doktor. Aha jeszcze jedno, zapomniałam wam napisać że Ola os pewnego czasu strasznie łapała się za uszy i z całej siły je ciągnęła. Więc wytłumaczyłam pani doktor o pleśniawkach, szczepieniu, ząbkowaniu no i wzięłam pod uwagę zapalenie uszu. Po zbadaniu Oli, pani doktor stwierdziła, że nic nie widzi, dziecko jest zdrowe
. I kazałam zostać mi z dzieckiem w szpitalu
. Nie zgodziłam się oczywiście, bo stwierdziłam, że nonono mi pomogą. Eferalgan zaczął działać bo dziecko przestało płakać i zasnęło mi na rękach. Stwierdziłam, że jeśli w nocy się sytuacja powtórzy to zadzwonię na pogotowie, po czy pani doktor uświadomiła mnie że karetka nie przyjedzie bo pediatra musi zostać w szpitalu a poza tym mieszkamy za blisko szpitala (ok 2 km). Zajebiście pomyślałam
. Pani doktor stwierdziła, że jeśli nie chcemy zostać w szpitalu to musimy zrobić jeszcze tej nocy badanie moczu. Noc minęła na szczęście ok. Raniutko zrobiliśmy ogólne badanie moczu, bo Ola przez cała noc nie zrobiła siusiu i właśnie wtedy wyszły te leukocyty podwojone. Pani doktor (jeszcze ta sama która Olę badała na pogotowiu) stwierdziła, że wszystko jest ok i że ona nic nie widzi. Od rana następnego dnia szukałam laryngologa, bo jeśli z moczem jest ok to może te uszy . Niestety w całych Kozienicach nie mogłam nikogo znależć, bo albo lekarze na urlopach albo strajk
. moje dziecko znowu zaczęło marudzić i stękać. Więc podałam rano jej eferalgan bo widziałam, że pomaga. Dodzwoniłam się wreszcie do pewnej pani laryngolog, niestety nie mogła nas przyjąć bo nie miałam w domu małego wziernika.
Cdn......lecę do mojego dzieciątka