Strona 23 z 131

: 12 sie 2007, 14:09
autor: zborra
Jestem...jestem...
troszkę zaniedbałam sorki...
No i o czym by tu???

: 12 sie 2007, 15:32
autor: leona
my juz po rubach,maz troche "zly" bo zlowilam wiecej od niego :-D :ico_haha_01:

: 12 sie 2007, 17:27
autor: Aga26
tak się zastanawiałam nad tym tematem i wpadłam na pewien pomysł :ico_oczko: A może by tak opisać pierwsze spotkanie z waszym partnerem ? Co wy na to ? Pierwsze randki, zaręczyny i ślub :-)

: 12 sie 2007, 19:06
autor: leona
super pomysl :-D
ale ja opisze jak bede miala toche wiecej czasu i meza przy mnie nie bedzie :-D :ico_oczko:

: 12 sie 2007, 20:50
autor: zborra
No dobre...może być...
tylko zajrzę później, ok?bo teraz się jeszcze wietrzymy z malutką :-)

: 13 sie 2007, 10:46
autor: leona
mam nadzieje ze was nie zanudze :ico_haha_01: :ico_oczko:

ja mojego meza poznalam na dyskotece w lutym 2000roku,akurat wtedy ucieklam z domu bo rodzice nie chcieli mnie puscic :ico_haha_01: jakos tak od razu mi wpadl w oko i widzialam ze on tez mnie obserwuje :ico_szoking: ja co prawda mialam wtedy "chlopaka" ale to nie bylo nic powaznego chociaz prowadzalismy sie ok 2lat no ale on byl wtedy w wojsku no i jak ja zobaczylam tego mojego obecnego meza...to cos sie ze mna stalo...nie moglam przestac o nim myslec,tej nocy jeszcze nie gadalismy...no moze troche ale przez jego kumpla...no ale dyskoteka sie skonczyla a ja musialam wrocic do domu...w domu oczywiscie awantura i pojechalam na dwa tyg do babci takze dwie dyskoteki z glowy no ale jak wrocilam, rodzice wkoncu zmadrzeli :-D i powiedzieli ze jak chce to moge isc :ico_brawa_01: no i poszlam...oczywiscie R byl,jego kumpel oczywiscie znowu robil za posrednika,bo ten moj R to taki niesmialy jest :ico_oczko: i wtedy tez widocznie byl :ico_haha_01: no wkoncu podeszlam do niego a on z tekstem "to na ktora umawiamy sie w poniedzialek?" :ico_haha_02: no i tu wal bo w poniedzialek byly walentynki i ja bylam umowiona z kolega do kina :ico_olaboga: no i R nie przyszedl,na drugi dzien sie pojawil... no i tak zostalo...chociaz poczatki naszego zwiazku nie nalezaly do najlatwiejszych :ico_noniewiem: :ico_noniewiem: :ico_noniewiem:
niestety R mial zle towarzystwo i ciezko go bylo z tego wyciagnac...pierwsze dwa lata to byla moja walka o niego, jego i nasza przyszlosc,nie myslalam ze z tym facetem pobede dlugo bo to wszystko kosztowalo mnie wiele lez :ico_noniewiem:
ale jakos wytrwalismy...kolejne lata to sielanka...jak jeszcez mieszkalam w internacie to widywalismy sie codziennie,pozniej jak juz dojezdzalam do szkoly to zostawaly nam weekendy...
na poczatku 2005 roku R wyjechal do pracy do Szwecji,mial sie dorobic i wrocic,ja w tym czasie siedzialam na stazu...
w wakacje pojechalam do niego...wtedy tez zaszlam w ciaze...ale we wrzesniu wszystko sie skonczylo i wyladowalam w szpitalu...nie zapomne podrozy promem kiedy zwijalam sie z bolu i nic nie moglismy na to poradzic :ico_placzek:
juz wtedy w wakacje podjelismy decyzje ze sie osiedlimy w Szwecji...ja sobie myslalam ze urodze i dojade do niego troche pozniej...a on akurat znajdzie jakies mieszkanko...no ale zycie potoczylo sie troszke inaczej...
w szpitalu zdecydowalismy sie na slub :ico_haha_02: to byl wrzesien a njalepiej pasujacym nam terminem byl grudzien...no i jak ja jeszcze lezalam w szpitalu on poszedl do ksiedza...ugadal sie z nim ze wszystko ja bede zalatwiac bo R pare dni pozniej wracal do szwecji :ico_noniewiem: no i ja wszystko praktycznie sama zalatwialam,sale wybralismy wczesniej,obraczki tez od razu kupilismy...zostaly tylko formalnosci z zapowiedziami...R przyjechal dwa tygodnie przed slubem...
wesele mielismy skromne bo na 30 osob ale bylo super,byla to najwspanialsza noc w moim zyciu :ico_haha_02: byla orkiestra,zabawa...i wszysce sie bawili do samego rana :ico_haha_02:
dwa tygodnie po slubie wyjechalismy do Szwecji i tak tu sobie zyjemy :ico_oczko:
ja chodze do szkoly on pracuje no i czekamy...czekamy na maluszka... :ico_haha_02:

: 13 sie 2007, 16:53
autor: gosia888
leona miło się czyta tą historię. W ogóle wątek odżył co też mnie bardzo cieszy. Jedynie za papierosy powinnas w nonono dostac.

Ja jak patrze z perspektywy czasu to złą córką nie byłam. Oczywiście miałam chwile buntu i pamietam jak mnie nie chciała puscic na polmetek a ja oszukalam ze u kolezanki spalam i tak tam pojechalam do miasta 160km ode mnie. Chlopaka co poznalam na wakacjach. Miałam wtedy 16 lat a on 18 ale towarzystwo to on mial nie bardzo. Teraz gdyby moja corka prosila mnie o zgode na ten polmetek tez bez wahania bym sie nie zgodzila.


A co do spotkania z Pawłem to pozniej opisze bo tez troche tego było jak u Leony.

: 13 sie 2007, 21:41
autor: Magdalena_82
Witajcie kobitki, aleście się rozpisały :-D
no no temacik rozpoczęłyście super :one: :ico_brawa_01:
ja też skrobnę pewnie giganta, bo u nas to historia że hoho, dużo do opowiadania a co dopiero pisania.

Ja też byłam latawica i często miałam konflikty z rodzicami, ale taka moja dusza :-D

: 14 sie 2007, 01:07
autor: zborra
No Leona...miło się czyta...
Późno już...i w sumie miałam spać iść..ale jak już jestem to się oderwać nie mogę...A u nas też zawiłości, więc niezły elaborat powstanie :-D
Pierwszy raz to się spotkaliśmy jak byłam chyba w 1klasie LO...J grał na gitarze w zespole z moim bratem :-) Mój braciszek (starszy 4lata) był tak fajny (i jest nadal), że zabrał mnie gówniare, na ich próby i koncert na WOŚP w Pile! :ico_brawa_01: Tam się zagapiałam na wszystkich jego kumpli (dokładnie 4), bo niezłe z nich ciacha. A ja małolata stęskniona takich facetów. No i się tak gapiłam i gapiłam...całe dwa dni. J mi wpadł w oko od razu, miał wtedy długie włosy...i taki namiętny głos :ico_wstydzioch: i widziałam, że całą drogę powrotną się też na mnie gapił...ALe później się rozjechaliśmy i chyba przez 2-3lata go w ogóle nie widziałam. Następne spotkanie to też przy okazji ich koncertu...To już byłam w 4klasie, akurat sama....po rozstaniu z 2poważnym facetem w moim życiu, które mocno odchorowałam. No i w trakcie wzdychania do piękniuchnego kumpla z równoległej klasy...Taka nieszczęśliwa niespełniona miłość, która do dziś mnie męczy :ico_wstydzioch: Ile ja łez wylałam. Oczywiście, jak już miałam doły totalne, to gdzieś tam w głowie rodziły się myślli, że może poderwę J???...No...i nagle znów J się pojawił w moim życiu!!! tak sobie jakoś niewinnie gadaliśmy. Potem jeszce jedno spotkanie, znów koncert...Po nim postanowiłam, że muszę coś zrobić, żeby go mieć. Zaczęłam pisać smsy...odpisał...potem dzwoniliśmy do siebie. Po kilku rozmowachg...zaprosił mnie na sylwestra! :ico_szoking: przełom 2000/2001, na tą imprezę szedł też mój brat i reszta jego kumpli. Dość niepewnie, ale się zgodziłam. Moi rodzice też...Na imprezie było średnio, muzyka nie bardzo...ale my świetnie się dogadywaliśmy. Na dobry początek wygraliśmy komórkę! a po sylwestrze spędzaliśmy wszyscy noc w domu J...ja nawet we wspólnym łóżku, co tak poruszyło całe towarzystwo, że schodzili się pod różnymi pretekstami nas oglądać. No wiecie...nic się nie wydarzyło. Chyba nawet się za bardzo nie pocałowaliśmy... :-D Rano wróciłam do domu...Został nam kontakt smsowy. Ja już wiedziałam, że to ten. Ale mój brat oponował...chyba się za bardzo nie lubili :ico_haha_01: No i nagadał moim rodzicom o poranku noworocznym :ico_oczko: , więc troszkę miałam szopki...Jednak nie poddałam się! brnęłam na oślep :-D I pomimo wszystko udało się nam! Rodzice się zgodzili, żeby mnie odwiedził, został na noc (ale nawet jak byliśmy już razem i przyjeżdżał, to spał w moim pokoju-w mieskaniu babci, a ja u rodziców :-D ), a po miesiącu zaprosił mnie na ferie do swoich rodziców :ico_szoking: A takie poważne stwierdzenie, że jesteśmy razem padło w smsie... :-D No i na tych feriach to już wiedziałam, że to facet dla mnie :ico_oczko: Tak sobie już byliśmy we dwoje...pokonaliśmy razem wiele...Moją maturę i spotkania w weekendy...on przyjeżdżał na parę godzin pociągiem, czasem szedł 5km piechotą, żeby pobyć ze mną chwilę...Ja kłóciłam się z rodzicami o każde spotkanie, bo oni woleli, żebym więcej czasu spędzała nad ksiażkami. A po maturze to już było łatwiej. Choć wtedy musiałam się zabrać z J...troszkę go zmobilizować do nauki...a bo on zawiły miał życiorys...może to innym razem.
W każdym razie, przy mnie zdał maturę, zrobił studia...Był przy mnie w ważnych momentach..Nigdy się nie kłóciliśmy...było nam wspaniale...Potem marzenia o ślubie, dzieciach...wspólne pomieszkiwanie bez wiedzy rodziców...Potem już oficjalnie się wprowadził...też troszkę szumu było o to...ale przeszło...Babcia go bardzo lubiła, więc trzymała naszą stronę :-D A potem? to już zaręczyny, przygotowania do ślubu...i Hania nasza kochana...
Wszystko mam spisane w moim kochanym pamiętniku i jak zostaję sama (teraz to raczej niewykonalne :-D ) to siadam i czytam...Jakie to było piękne...

: 14 sie 2007, 08:19
autor: Aga26
Dziewczyny bardzo fajnie się czyta Wasze "elaboraty" :ico_oczko: Uwielbiam takie romansidła :-) No to teraz korzystając z chwili że moje maleństwo śpi opiszę Wam naszą historię ale uprzedzam jest tego troszkę :-)

No więc wszystko zaczęło się w '95 roku. Chodziliśmy razem do podstawówki. Tzn Paweł był klasę wyżej. Była zima. Szkolne lodowisko. Ja byłam z koleżanką a on ze swoimi kolegami. Od przypadku do przypadku przez wspólnych znajomych zostaliśmy sobie przedstawieni. Zaczeliśmy rozmawiać i nawet całkiem fajnie nam się gadało :-) Zrobiło się późno a ja obiecałam koleżance że ją odprowadzę na przystanek. Wtedy Paweł powiedział że chętnie się z nami przejdzie (Boże jaka ja wtedy byłam szczęśliwa :-) ) z tego wszystkiego zapomniałam ściągnąć łyżwy i jak ostatni osioł lazłam tak przez całe osiedle :ico_wstydzioch: Jak już odprowadziliśmy koleżankę to Paweł powiedział że jak chce to mnie też może odprowadzić (nie muszę chyba pisać że się zgodziłam :ico_oczko: ) poszliśmy na skróty (przez pola) i tam była dosyć spora górka. Niby nic ale ja jak ten kołek dalej w łyżwach szłam. Wtedy Paweł powiedział że da mi rękę to będzie mi łatwiej (wtedy myślałam że się rozpłynę ze szczęścia :-) ) . No i tak w sumie się zaczęło. Minęło kilka miesięcy i się rozstaliśmy. Bardzo to odchorowałam (to była moja pierwsza miłość) Kontakt nam się zupełnie urwał. Poszłam do liceum. W między czasie miałam kilku facetów ale jednak cały czas myślałam o Pawle. Aż tu pewnego dnia dokładnie 26 listopada 1998 roku idąc na przerwę do szkolnego bufetu doznałam szoku. W bufecie siedział Paweł z kolegami. Ale nic. Cześć cześć i tyle. Wychodządz z bufetu podszedł do mnie i zapytał co robię w Andrzejki (ja w tym momencie języka w gębie zapomniałam) w końcu wydusiłam z siebie że nie mam żadnych planów. A on do mnie to jesteśmy umówieni. Wpadnę po Ciebie. Dziewczyny mówię Wam dobrze że koło mnie stała koleżanka bo z wrażenia mało co nie zemdlałam :-)
No i tak już jesteśmy razem od tych Andrzejek. Były chwile lepsze i gorsze ale jesteśmy dogranym zespołem. Jedno drugie uzupełnia. 26 listopada 2006 roku zaręczyliśmy się.W lipcu dowiedzieliśmy się że nasza rodzina się powiększy :-) 14 października wzieliśmy ślub cywilny. Na przyszły rok planujemy ślub kościelny. Najprawdopodobniej to będzie 26 lipiec :-D
I tutaj nasunął mi się kolejny temat do rozmowy :-) Czy jesteście przesądne ? Czy macie jakieś swoje talizmany ? Szczęśliwe liczby itp?

Ja mogę od razu odpowiedzieć że moją szczęśliwą liczbą jest 26 :-) Urodziłam się 26, o zdanej maturze dowiedziałam się 26, egzamin praktyczny z prawa jazdy zdałam 26, z Pawłem jestem od 26, wprowadziliśmy się do naszego mieszkania 26, zaręczyliśmy się 26 :-) A i jeszcze jedno: 16.03.07 to data narodzin naszej córeczki a to też w sumie daje 26 :ico_oczko:

[ Dodano: 2007-08-14, 08:20 ]
Wcale nie wyszło mi tego aż tak dużo :-D