Kobietki, moje kochane, ale miałam zapierdziel w ten weekend… zamiast się wybawić to się bardziej zmęczyłam…
Ale od początku
W piątek pojechałam z siostrą odebrać suknie, po wielu już przebojach z paniami które obsługiwały okazało się, że jest brudna suknia od czerwonego wina… i ze jest podeptana…
Moja siostra chciała gadać z wlascicielem, ale inteligentna pani powiedziala ze szef jest niedostępny – głupia baba mogła chociaż udać, że wykreca do niego numer… a nie od razu z takim tekstem… ok. jakos to przebolałyśmy, przychodzi czas do placenia, moja sis chciała zapłacić kartą i co pani zrobiła??? Poszla na zaplecze po terminal kart i zaczela go podłączać – żenada!!! Czytnik nie działał i musiałyśmy jechac do bankomatu po kase, oczywiscie zadnego rabatu nie dostałyśmy… ale moja siostra dalej chce gadać z szefem bo jak tak można traktować klientów??? Płacisz 1400zł za wypożyczenie sukni i jeszcze głupia pinda nie umie cie po fachowemu obsłużyc…
W sobote od rana zamieszanie… ja najpierw mialam makijaz potem fryca i w domu latałam to pomoc Iwonie to kinge ubrac to, to, to tamto… acha, ale chociaż w piątek wieczorem puścili ciepłą wode – uff
Rano się wykąpałam ale po tej lataninie, niestety w ogole nie czułam się swieza…
Pojechaliśmy do tego kościoła, tam polowa mszy to była latanina za Kinga która nie chciala siedziec w wózku…
Druga polowa mszy to była latanina przed kosciolem i czekanie na moją kumpele która miala grac na skrzypcach przy skladaniu życzeń – pomylila kościoły i musiałam i przez telefon prowadzic… dobrze ze była samochodem… zdarzyla na styk.
Po kosciele, zyczenia itp. I pakowanie prezentow do naszego samochodu. Pojechaliśmy do nas do domu zawiesc prezenty i do knajpy…
Przyjeżdżam i co?? Mama mi przekazuje ze tort nie przyjechal ze kierowniczka gastronomi jej przekazala… no to ja od razu za telefon i do nich dzwonie, wczesniej już ta kierowniczka do nich zadzwonila). Tort miał przyjechac miedzy 13-14, ale co się okazalo – samochody im się 2 popsuly, a kużwa co mnie to obchodzi??? Kase za tort chcieli już w sobote rano, i takie jaja?? Opierdolilam babe równo! Jutro jade z tata odwiesc stelaz i będziemy się targowac o rabat. Nie chciałam siostre nic mowic bo by się jeszcze bardziej zestresowala… tort miał być podany po obiedzie i przyjechal na styk… uff…
Potem pojechałam odwiesc kinge i znowu zamieszanie… bo wiadomo jak to z dzieckiem… dodam ze w sobote było tak gorąco ze szkoda gadac… duchota na maxa…
Wrócilam na to wesele, usiadlam i co??? Nic mi się nie chcialo… ani jesc, ani pic, ani tanczyc… bylam wypompowana… ale potem się pobawilam troche… wiecej niespodzianek nie było…
Dzisiaj to Artur pojechal po kinge (mi się nie chcialo) i znowu było latanie za dzieckiem…
Dobrze ze się już skonczylo… nad ranem siostra i szwagier leca do Grecji wiec ja jutro oddaje suknie i stelaz od tortu… wiec pewnie jeszcze powojuje…
troche sie rozpisalam
