01 gru 2009, 00:32
witajcie
oto krótka historyjka z mojego porodu
to był mój najdłuższy poród ze wszystkich i w dodatku na antybiotyku i nie w wodzie, więc teraz mam porównanie i zdecydowanie wolę poród do wody (rodziłam oczywiście bez znieczulenia)
w sobotkę wieczorkiem trochę gorzej się czułam i bolały mnie plecy, więc poszłam wcześniej do łóżka o 1 w nocy coś chlupnęło, więc wstawałam w tak ekspresowym tempie, że mój mąż się śmiał, że jak na wieloryba co ostatnio z łóżka się ciężko podnosił, to wystartowałam jak do sprintu
mnie głównie chodziło o to, żeby jak najmniej zalać łóżko, więc zalewałam podłogę, hihi
właściwie to szliśmy dalej spać, bo postanowiłam jechać rano do szpitala, ale troszkę zaczęłam krwawić przy okazji, więc lekarz zdecydował, żebym pojechała od razu na wszelki wypadek
jak dotarliśmy do szpitala to zostałam przyjęta na oddział i wg ich wyliczeń byłam w 38, a nie 39tc, no cóż, każdy liczy jak chce, w każdym razie i tak było OK., tyle że przy antybiotyku który brałam niestety nie było mowy o porodzie w wodzie
po podłączeniu do KTG dostałam pierwsze skurcze (pomyślałam, że historia lubi się powtarzać, bo identycznie było z Tadziem i Wiki, że wcześniej nie miałam aż mnie podłączyli), najpierw były co 5 minut, a potem zaczęły nam się wydłużać co 10 i co 15 minut
i tak trwałam dziewczyny z tymi skurczami do 7 rano, gdzieś o 5 wpadła lekarka i stwierdziła 5cm rozwarcia i zero zainteresowania (oczywiście mój lekarz w domu chory był)
więc przed 8 wysłałam męża, że wg mojej wiedzy to ja już mam pełne rozwarcie i jak zaraz ktoś nie przyjdzie, to idę rodzić do tej pustej wanny (bo byliśmy w sali przedporodowej z wanną w której rodziłam Wiki i Tadzia)
no i przyszedł lekarz i położna i stwierdzili rozwarcie, za to skurcze dalej bardzo rzadkie i taki sympatyczny starszy lekarz pyta mnie czy chcę czekać jeszcze godzinę na skurcze, no ja mu mówię, że mowy nie ma bo już zasypiam na stojąco, a w okręty ani karty już nam się nie chce grać, bo ileż można, to on kazał mi iść obok na porodową i dać mi oksytocynę i do porodu, tyle że musiałam poczekać aż posprzątają salę, bo akurat chwilę wcześniej był poród (notabene bardzo nas rozbawiał przerażony tatuś przy porodzie, który chyba niewiele był świadom co mówi, a my tarzaliśmy się ze śmiechu - chce Pan przeciąć pępowinę? - co, kto ja? broń Boże!!! - proszę przygotować rzeczy! - jakie rzeczy nie mamy żadnych rzeczy, zostały w domu! oczywiście chodziło o wyjęcie ciuszków dla maluszka,itd, no pękaliśmy ze śmiechu)
no to ja na to krzesło porodowe z tą oksytocyną, ale oczywiście niewiele to pomogło, bo już taka moja widać uroda, że skurcze przy porodzie są w dużych odstępach, co oczywiście jest wkurzające ze względu na czas, ale i fajne, bo nie pękłam w ogóle
krzesło jest super niewygodne i pomimo spionizowanej pozycji było mi niewygodnie i mąż nie mógł mi trzymać ręki na krzyżach jak zwykle, w ogóle stał gdzieś z boku, oboje jakoś się nie odnaleźliśmy przy tym porodzie, jakoś tak nam nie pasowało tak rodzić
no w każdym razie po 5 skurczu się wkurzyłam, że jest mi niewygodnie i powiedziałam do położnej, że teraz rodzimy, a jak nie to idę sobie, no i urodziliśmy na tym skurczu
malutka była cała w mazi płodowej (jak to Tadziu zobaczył na zdjęciu, to stwierdził, że siostra jest brzydka, na co z kolei obraziła się na niego Wiki, że tak powiedział o jej ślicznej siostrze, która jest do niej podobna, hihi)
położyli mi ją na koszuli... dobrze że Tadzio podobnie wyglądał, to nie przeżyłam szoku, bo Wikusia to w ogóle była czyściutka bez mazi
dostała 10 punktów, ale pediatra zabrała ją na 2 godziny do cieplarki, żeby sobie sama oczyściła płucka z płynów, potem mi ją przynieśli czyściutką i od razu zabrała się do ciamkania, jak na 38tygodniowe dziecko, to powiem Wam, że najlepiej ssała z moich dzieci
miałam niezłą jazdę w szpitalu, bo bez przerwy chodzili a to badać nas, a to dzieci i w dzień i w nocy, na dodatek miałam jeszcze dziewczynę, której mąż mało co nocował w szpitalu (od rana od 9 był, a wyszedł o 23!), a potem jej dziecko wyło do rana, więc spałam ledwo 2 godzinki wszystkiego, na drugi dzień dostałam współlokatorkę tuż po porodzie i jej dziecko też wyło całą noc, więc spałam znowu 2 godzinki, więcej już bym chyba nie wytrzymała w szpitalu, dobrze, że nas wypuścili
teraz jakoś próbujemy się zorganizować w domku
Ulcia jest bardzo grzeczna i w ogóle nie płacze, ale jeszcze nam trudno ustalić z kąpielą, bo karmię na żądanie i na razie kąpiel wypada nam rodzinna, a wolałabym, żeby Ulcia kąpała się sama, a dzieci razie, no ale zobaczymy jak będzie
sorki, że Was nie doczytuję, ale nie mam zbyt wiele czasu na pisanie teraz, tym bardziej, że malutka ma radarek i jak siadam do kompa to zaraz mnie wzywa
trzymam za Was kciuki