Ciagle sobie obiecywałam, ze jak juz urodze to napisze tutaj jak to u mnie wygladalo.
A wiec tak, termin porodu mialam na 30 pazdziernika, duzo wczesniej zaczeła mi sie skracac szyjka i lekarz przepisał mi fenoterol na podtrzymanie, groził mi wczesniejszy porod, bardzo sie tego bałam, wiec robilam wszystko zeby dotrwac do 36 tygodnia. Tak tez sie stało dotrwałam az do 40

i nic mnie nie ruszało, na swieto zmarłych jeszcze chodziłam, a 3 w poniedziałek poszłam juz po terminie do szpitala.
Pierwszy dzien dawali mi zastrzyki na prowokacje, ale nic na mnie nie działalo. Nastepnego dnia poszłam na porodówke, podłaczyli mi oksytocyne i nadal nic, dzidzia strajkowała i nie chciała wychodzic. Trzeciego dnia na ktg zaczeło małemu spadac tetno wiec lekarz stwierdził, ze musze dzisiaj urodzic, jak nie normalnie to cesarka

Bardzo sie bałam i za nic w swiecie nei chcialam miec robionej cesarki.
Spakowałam rzeczy i przeszłam na trakt porodowy tam podlaczyli mi kroplowke i lekarz nakazał przebic wody płodowe. Jeju jaka bylam wystraszona jak zobaczyłam to cos przypominajacego pensete, tym włąsnie przebili mi wody, nie bolalo ale dziwne uczucie...
Po przebiciu odrazu ruszyły skurcze i to co 3 minuty

bol straszny, bo nie powiem bolalo, wiec skakałam na piłce, liczylam czas itd. NA szczescie mialam meza przy sobie i nie wyobrazam sobie jakby go nie było, pomagał mi strasznie i czas szybko z nim leciał.
Rozwarcie powoli robiło sie coraz wieksze, a bol mocniejszy, na 40 minut poszlam pod prysznic, to był ulga i relaks...
CZas leciał, szyjka sie skracała a ja juz błagałam zeby to wszystko sie skonczyło, nie wiedziałam czy mam płakac z bolu czy co robic

w myslach błagałąm o cesarke bo chcialam juz zeby mnie nie bolało.
W koncu przyszły bole parte, sama nie wiedziałam czy to sa te, ale jak mnie połozna zapytala czy je mam to ja na to ze nie wiem, ale cisnie mnie tak na kupke

wiec powiedziała ze to bole parte, naszczescie nie bolał mnie krzyz tylko brzuch, wiec bole krzyzowe mnie omineły.
No i zaczeło sie, podlaczyli mi tlen i zaczełam przec, raz drugi raz potem trzeci i chyba za czwartym razem malutki wyszedł

chociaz myslałąm, ze miedzy tymi skurczami bede miała wiecej czasu na oddech, a ty tylko chwilka na jeden wdech i znowu przec.
Nie krzyczałam podczas parcia tylko tak sobie mruczałam to mi powiedzieli, ze mam nie tracic sił na mruczenie, oczywiscie posłuchałam, bo polozna była najwspanialsza kobietna na swiecie, bardzo mi pomogła, wszystko wyjasniął i wspierała
Gdy dzidzius wyszedł połozyli mi go na brzuszku, ja odrazu w płacz, cala sie trzesłam i nie mogłam uwierzyc ze to juz jest po wszysktim...
Płakalismy razem, potem moj maz poszedł z pielegniarka, tam badali malego wazył 3680 i miał 57 cm dostał 10 pkt
To była najpiekniejsza chwila w moim zyciu, nie wierzyłam ze dam rade urodzic, a i połozna pomagala mi naciskajac na brzuch bo mialam malego strasznie wysoko
Nie powiem, ze zapomnialam jaki to bol, bo tak nie jest i mimo tego cierpienia warto na prawde warto rodzic...
Oczywiscie nastepnego dzieciaczka jak najbardizej chcemy miec

A dodam ze urodziłam 5 lisotopada o 21.15 i rodzilam 6 godzin.