i muszę przyznać ze nie umiem nawet mówić o tym bo głos mi drży i na pewno wybuchłabym wielkim płaczem...
poccoyo daje glowe ,ze gdyby byla z nami Paulina to na pewno bys sie otworzyla ...jesli ja po wielu latach umialam sie otworzyc dzieki niej wlasnie (nie powiem ze bardzo skapo ) to i z toba na pewno byloby tak samo...Jak sobie przypomne ze poza mezem oczywiscie ktos mi mowil ze nie mam co rozpamietywac ,ze dobrze sie tak stalo,ze nie pozwolili mi mowic o tym, ze przeciez mam dzieci i mam dla kogo zyc ..... i tak wiele mozna by wyliczac ....zupelnie nie moglam zrozumiec czego ode mnie chca ,dlaczego tak mowia po co ,dlaczego nie moga zrozumiec ze ja cierpie ,dlaczego nie moga i ja nie moge rozmawiac o stracie dziecka .... Na szczescie byl maz i on mnie chronil przed zachowaniem bliskich a wlasciwie brakiem zachowania i wyczucia sytuacji
trzeba gdzies wzmoc sie w sobie i pozamykac "drzwi" tamtego bolu i rozpczy i trzeba nauczyc sie z tym zyc ,bo bol w koncu minie ale nigdy nie zapomnisz o kruszynce...
i jeszcze jedno jak nigdy widzi sie jak ulotne jest zycie .....