Hej Laseczki,
Tak czytam te Wasze porody i za kazdym razem sie wzruszam. Ja jeden porod mam juz za soba. W maju 2002 raku urodzilam Zuzie i porod wspominam jako jeden z najcudowniejszych i kosmicznych wydarzen w moim zyciu . Pomimo ze bylam mlodziutka (21 lat) i nie chodzilam do szkoly rodzenia i rodzilam w szpitalu ze tak powiem o sredniej renomie to bylo suuuuper.
Jedyny luksus na jaki sobie pozwolilam to „zarezerwowanie „ sobie poloznej do mojej dyspozycji na czas porodu. Kosztowalo mnie to 150 zlotych ale jesli ktoras ma taka mozliwosc to polecam. Tak naprawde najwiecej zalezy od nas i wlasnie poloznej. Lekarza zobaczylam dopiero na szyciu (i cale szczescie bo gbur byl niesamowity).
Takie miesiaczkowe bole brzucha i spnanie sie macicy zaczely sie u mnie 1 dnia 38 tygodnia ciazy, gdy wyszlam na zakupy. Kupilam pare ciuchow, odprowadzilam babcie na autobus, pogadalam z kolezanka (co jakis czas lekko sie skrzywiajac bo cos mi sie tak wydawalo ze jakos dziwnie bolesne sa te „spinania macicy”) i w jakims glupim odruchu wpadlam do fryzjera aby mi podciela wlosy. No , wiadomo ze ciezarnej sie nie odmawia wiec jeszcze szybko sie obcielam i poszlam do domciu. Pamietam ze po drodze spotkalam znajomego, ojca 4 dzieci. Gdy powiedzialam mu ze chyba na dniach urodze to mnie wysmial i powiedzial ze z tak wysoko ustawionym, szpiczastym brzuszkiem to jeszcze z dwa tygodnie pochodze (ekspert jeden!!!). W domciu dostalam takiego kopa energii ze posprzatalam, wymylam podlogi, szorowalam wanne (bozuiu, naprawde nie wiem dlaczego) no i wieczorem tak kolo 20.00 mialam solidne skurcze, takie co 10 minut. Caly czas w swojej naiwnosci ludzilam sie ze to tylko skurcze przepowiadajace (w ogole ze skurczami sie meczylkam od 5 miesiaca ciazy wiec jakby bylam z nimi zaprzyjazniona, z tym ze te zaczynaly mnie bolec z tylu , na plecach). Zrobilam sobie kolacyjke, zjadlam puszke sardynek hehehe i jak mnie lapal skurcz to robilam rzut na stos poduszek na lozku, glowa w dol bo wtedy mnie mniej bolalo. Dopiero wtedy postanowilam zadzwonic do poloznej. Tak kazala jeszcze poobserwowac i jesli skurcze beda juz co 5 minut to przyjechac do szpitala. Postanowilam pojsc na spacer, jednak po jakichs 50 metrach w tyl zwrot po torbe i jednak pojechalismy do szpitala bo bol przy skurczu byl taki ze nie moglam isc. Bol ten mozna opisac do bardzo silnego bolu miesiaczkowego z jdnoczesnie towrzyszacym mu sciskaniem dookola brzucha i plecy (wydawalao mi sie ze jakas metalowa obrecz sciska mnie wokol przy skurczu). W szpitalu okazalo sie ze mam 5 cm rozwarcia. Byla godzina po 21.00 .Polozna zapytala sie czy chce lewatywe i golonko. Zgodzilam sie i zrobila mi te lewatywe taka wlewka jednorazowa, po ktorej fantastycznie nasilily mi sie skurcze. Golenie to tez tylko podgolenie i tylko w okolicy wlotu do pochwy. I bardzo dobrze bo nie wyobrazam sobie pozniej gojenia rany z wrastajacymi tam wloskami.... ehhhh... Okolo 11.00 polozna powiedziala ze akcja nieco zwolnila, i choc ja cierpialam strasznie w skurczach to rozwarcie nie postepowalo tak szybko. Spytala sie czy zrobic mi masaz szyjki macicy... no akurat nie wiedzialam co to znaczy ale powiedziala mi ze jest to bardzo bardzo bolesne ale moze przyspieszyc porod o dobre kilka godzin tak ze juz do 2 godzin bym urodzila. No to sie zgodzilam. Bol masakra, zagryzalam zabki na wlasnej rece ale faktycznie skurcze zrobily sie o wiele czestsze (2-3 minuty) i bardzo silne. W czasie skurczu okrakiem siadalam na pilce, worku sako, kanapie, kucalam bo wtedy czulam nieco ulge.... Polozna przyniosla mi wody i powiedziala ze malymi lyczkami moge popijac... Nastepnie wlazlam pod prysznic i bylo cuuuudownie. Nie chcialam spod niego wychodzic... Okolo 12.30 poprosila mnie polozna na KTG i kazala sie polozyc na lozko. I to bylo nieprzyjemne bo w momencie skurczu nie moglam kucnac bo mialam ten cholerny pas ktory sciskal mi dodatkowo brzuch. Dlatego zaczelam sie robic marudna i mowic ze juz chce urodzic.... W miedzyczasie zrobilo mi sie bardzo niedobrze i polozna podala mi miseczke wiec sobie zwymiotowalam. Nastepnie poczulam zupelnie cos innego: zachcialo mi sie tak strasznie kupe ze myslalam ze pekne. Parcie niesamowite. Mowie do poloznej ze musze przec, ona ze jeszcze nie ze brakuje mi centymetra do rozwarcia, ja jednak nalegalam tak bardzo ze polozna powiedziala „no dobra jak ci powiem to delikatnie poprzyj” Hehe... Tak zaparlam ze polozna ledwo zdarzyla rekawiczki na czyste zmienic i podklad dac swiezy . Za drugim parcie wyszla Zuzia!!! Byla 1.15 w nocy. Sama nie moglam uwierzyc ze to juz po, ze nic mnie nie boli... Coz za cudowne uczucie.... Dali mi malenstwo do przytulenia, wytarlam jej buzke moja koszulka, i ucalowalam po raz pierwszy. Bylam najszczesliwsza na swiecie!!! Nastepnie gdy juz ja zabrano na badanko, przy pierwszym parciu wyszlo lozysko. Najmniej milo wspominam szycie,gdyz pomimo znieczuleni bolalo mnie... To znaczy czulam uklucia i szarpania, ale w zasadzie to w glowie bylam w raju ze mam swoja dzidzie i nawet probowalam zartowac z lekarzem. Wiem ze podczas akcji porodowej doszlo do naciecia krocza, ale naprawde nie wiem kiedy to bylo..... Wszystko dzialo sie tak szybko. Po przetransportowaniu mnie na swoja sale czulam tylko taki maly ogien miedzy nogami, ale nie byl to bol, a obok lezala moja kruszynka, ktora rozkosznie sobie spala. Kilkakrotnie przychodzila do mnie polozna , kazala mi mierzyc temperature, pozniej probowalam wstac do toalety i jakos poszlo, choc bylam slabiutka. Ale teraz wiem jak wazne jest wstac jak najszybciej, ostroznie ale dosyc predko.... Najgorszy bol miedzy nogami pojawia sie okolo 2-3 doby po porodzie kiedy szwy zaczynaja zasychac i ciagnac a macica bardzo kurczyc, co powoduje bol brzucha. I wlasnie w tym momencie tak bardzo dziekowalam bogu ze mialam lewatywe i ze nie musialam isc do toalety z „grubsza sprawa” bo podobno nie za ciekawie wtedy jest..... Polozna mi powiedziala zebym podmywala sie jak najczescie, nawet 5-6 razy dziennie i faktycznie szwy goily sie fantastycznie, (mialam te rozpuszczalne).
Caly porod to byl kosmos dla mnie. Nie wiedzialam ze kiedykolwiek bede zdolna do takiego wysilku jakim jest urodzenie dziecka. A teraz druga ciaza , nowe obawy, tym bardziej ze bede rodzila w innym kraju iec i sam porod bedzie pewnie wygladal nieco inaczej.... Ale jak pomysle ze nagroda za ten wysilek bedzie malenstwo to wtedy nic sie nie boje. A wrecz przeciwnie nie moge sie doczekac mojego porodu. To na pewno bedzie rownie cudowne uczucie jak za pierwszym razem.
