Cześć dziewczynki! Jesteśmy wreszcie!!!
Kubuś urodził się o godz. 19 w czwartek, czyli po 12 godzinach skurczy i 7 godzinach na porodówce. Chyba mój mąż już pisał, że Kubuś ważył 3580 i mierzył 57cm Poród był długi i straszny, wspomagany bardzo mocno oksytocyną, opieka poporodowa zerowa. Szpital koszmar!!! Zniosłam to bardzo źle. Opiszę wam wszystko jak odpocznę, ale o porodzie opowiem dopiero jak wszystkie urodzą, bo gdyby mi przeszło przez myśl, że to może tak wyglądać to bym w życiu się na dziecko nie zdecydowała. Wystarczy jeśli powiem, że położna stwierdziła, że od lat nie mieli tak trudnego porodu. Chciałam żeby ktoś mnie dobił i wcale nie cieszyłam się na Kubusia, wręcz przeciwnie. A teraz jest dla mnie najukochańszy i taki śliczny. Wygląda jak mały żuczek
Bardzo długo nas trzymali, bo mały miał kiepskie badania i tak naprawdę nadal nie wiadomo od czego. Sugerują, że to po trudach porodu. Nie miałam siły napisać do żadnej wcześniej, bo miałam urwanie głowy. Kubuś zaczął jeść dopiero w trzeciej dobie. Walczyliśmy oboje dzielnie i w końcu się udało. Jestem wykończona. Jeszcze nie odespałam. Musiałam cały czas zajmować się synkiem i rezultat był taki, że po trzeciej dobie spałam łącznie tylko 3 godziny, byłam zmęczona, zrozpaczona i w histerii. Całe szczęście miałam wykupioną "prywatną" salę i mąż zaczął u mnie nocować. To on przewijał i duźdał na rękach a ja tylko karmiłam. Zwłaszcza, że i tak nie mogłam za bardzo wstawać, bo bolało mnie potwornie (miałam trzy nacięcia - z każdej strony).