Pruedence powiem -szczęściaro (co do tych recept to przede wszystkim).
Mnie niestety czeka wyjazd w piątek do przychodni, a ja tak tego nie lubię.
Udało mi się jedną rozmowę o pracę przełożyć na czwartek rano. Tak więc nie będę się jutro zabijać. Tylko do lekarza, potem do domu i na rozmowę. Ale dojazd z mojej wioski do miasta mnie przeraża, mimo że ponoć mieszkam jeszcze we Wrocławiu.
Amelci już dałam antybiotyk, tak więc może prześpi spokojnie noc.
Ale za to dzisiaj porobiłam zakupów. Pozostało kupić owoce i mięso na pasztet, a tak mam z głowy wszystko. Zakupiłam też masę ozdób choinkowych i szablony ze sztucznym śniegiem. Amelka jest zachwycona. Wszystkie bombki i łańcuchy wstawiła do swojego pokoju i nie pozwala ruszać.
A mojemu M powiedziałam, że ten pomysł z wyjazdem na wigilię biurową mi się nie podoba. Zresztą się dowiedziałam, że dziewczyny od nich z biura wcale nie mają zamiaru jechać. Zaczął mi się tłumaczyć, że przecież nie pojeździ na nartach, a ja na to, że nie chodzi o narty. Będzie musiał w środę po pracy jechać po moją mamę, to 4 godziny z kalendarza, dwa dni go nie ma i w sobotę będzie odwoził mamę i znowu go nie ma. Ja taki interes mam gdzieś i niech pomyśli nad sobą. Na szczęście (bo nigdzie chyba nie pojedzie) łamie go choróbsko i chyba jednak będę miała z niego pożytek, bo posiedzi z Amisią.
Ale z tą wigilią wyjazdową, to przesada. Rozumiem, że firmowa, ale czy oni aż tak się muszą integrować, by wyjeżdżać na kilka dni. Denerwuje mnie to.