
niedawno wkurzała mnie tekstami że ja napewno coś zrobiłam karolinie , ze ja przygniotłam jak z nia spałam albo ze mi spadła dlatego ta raczka jest taka nieruchawa..
wkurzyłam sie najpierw reagowałam na takie teksty troche agresywnie i kłuciłam sie z nia a potem gdy widziałam ze to nie daje efektu zabrałam ja ze soba na wizyte do neurologa ktory ją uświadomił ze ja nie jestem niczemu winna.
a dzisiaj było najlepsze.. myślałam , ze ja udusze... przyjechała z moja siostra pozyczyc kase odemnie(siostra pożyczała) i cos znowu o tej raczce ze niby widzi poprawe.. siostra chciała wiedziec co neurolog na to i ja jej tłumacze ze pod koniec ciązy dziekco ma mało miejsca w brzuchu i ona poprostu zle sie ułozyła i se przygniotła raczke ale ze wszystko jest do wycwiczenia a moja mama po krótszym zastanowieniu wyjechała z takim tekstem i wyrzutem do mnie " no widzisz ona miała za mało miejsca u ciebie w brzuchu!" - jakby to była moja wina.. eh szkoda gadać..
a jeszcze lepsze było jak mój tata se wypił bo lubi... i po wizycie u neurologa przyjechałam odwiezc mame do domu widziałam ze tata jest wcięty wiec zaczelam sie zbierac bo wiedziałam ze zaraz zacznie mnie zaczepiac i szukac pretekstu do kłutni o byle co no i sie zaczeło... stwierdził ze skoro nie chce z nim rozmawiac to nie zalezy mi na moim dziecku i powinnam oddac im karoline bo oni jej lepiej pomoga skoro ja niepotrafie...
no cóż jedyne co mi pozostało to wyjsc bez słowa i nie prowokowac go do kłutni bo wtedy mogłoby to sie źle skonczyc.
powiedziałam mu tylko na odchodne ze rozmawiajac z nim w takim stanie nie pomoge mojemu dziecku i wyszłam.
więc niektórzy maja wkur********* tesciów a ja mam wkur********* rodziców.. nie powiem pomagaja mi finansowo czasami ale tylko finansowo bo najchetniej to zabrali by mi karoline i wychowali za mnie bo według nich wszystko co robie to na pewno robie źle i oni by zrobili to lepiej.
ide obierac ziemniaczki, karolka spi mam nadzieje ze obudzi sie przed 14 bo po S musze jechac.