a mowilam Wam, ze uczylam w szkole?

tzn. praktyki mialam przez rok, ale babka zawsze wychodzila na kawe i zostawiala mnie z rozwrzeszczana mlodzieza (uczylam w liceum, 3 klase, przygotowanie do matury)
Boze, co tam sie dzialo
pamietam, jak raz przygotowalam sobie plyte CD, wlozylam ja do odtwarzacza, zanim lekcja sie zaczela, nastawilam i na chwile wyszlam do kibla... wracam, wszyscy siedza, zadowoleni, grzeczni, mysle sobie "bedzie latwa lekcja" (mialam z nimi pierwszy raz)
no to mowie, zeby otworzyli ksiazki na stronie takiej i takiej i ze bedzie listening (rozumienie ze sluchu), spoko, wszyscy grzecznie otwieraja ksiazki, wlaczam plyte i normalnie
cala klasa w ryk

okazalo sie, ze podmienili mi plyte na jakies smerfne hity...
no po prostu masakra.. a pozniej nie chcieli mi powiedziec, gdzie jest moja plytka... tzn mowili do mnie, ale po francusku (ja do nich po angielsku).. a oni byli francuskojezyczna klasa... male gnojki
albo co jeszcze robili... wiecie, jak sie przychodzi do nowej klasy i nie zna sie imion i nazwisk, to prosi sie o przygotowanie karteczek z imionami (nie mialam wtedy dziennika, zeby to zweryfikowac)... no i oni zaczeli pisac jakies dziwne imiona na tych kartkach np. Hermenegilda, Onufry itp.
i teraz, co robic? bo nie wiesz, czy przypadkiem ten ktos tak nie ma na imie, bo jak ma, a Ty zaczniesz mowic "daj spokoj, jak naprawde masz na imie?", to moze byc nieprzyjemnie...
a jak zaczniesz czytac te dziwne imiona, to bedzie smiech

ja z tego wybrnelam mowiac np. "ty, dziewczyno w niebieskiej bluzce" i jakos sie udalo zepsuc im zart
ale nie chcialaym powtarzac tego roku... chociaz duzo sie przez to nauczylam
glownie... cierpliwosci
