Wpadłam się pożalić. Ostatnio wszystko jest do.....kitu!!
Bardzo liczyłam na pomoc teściowej w roku szkolnym, a tu się okazuje, że znów dostała propozycję pracy i bardzo chce ją przyjąć. A ja po pierwsze nie mam opiekunki do dzieci, urlopu na początku roku szkolnego też nie będę mogła wziąć, bo koleżanka na trzy tygodnie we wrześniu do Chorwacji jedzie. A niani "na już" nie znajdę. A po drugie miałam nadzieję, że teściowa pomoże Jasiowi w tych pierwszych miesiącach nauki oswoić się ze szkołą, obowiązkami (teściowa jest nauczycielem nauczania początkowego).
A do tego moje dzieci są okropne. Niestety, ale brak czasu i ciągłe przebywanie u obcych ludzi, nie wnosi niczego dobrego dla dzieci. Wszyscy naokoło narzekają, że są nieposłuszni i w ogóle są jacyś rozkojarzeni. Jakby była babcia to na pewno pomału udałoby się ich okiełznać.
A przecież nie zrezygnuje z pracy, tyle niepewności i końcu udało mi się zdobyć umowę na stałe.
Do tego dochodzi zmęczenie. Tak marzyłam o urlopie, to był przecież trudny rok, i mieliśmy zaplanowany w lipcu na 2 tygodnie wyjazd. I nie doszedł do skutku a ja nie dostałam urlopu. Normalnie wyć mi się chce
Sory dziewczyny, że tak marudzę, ale mam wrażenie że zostałam z tymi problemami sama