Gie, fajny pomysl na cyce z kurczaka

chociaz ja wole wersje fajita (zamiast nalesnikow, uzywasz plackow tortilla)... cos takiego:
http://www.flatoutbread.com/img/Chicken ... 037272.jpg
sa suche, ale miekkie i nie maja same w sobie jakiegos smaku.. no i mozna trzymac takiego kurczaka w rece
ale pewnie ich nie masz w domu, wiec nalesnik tez bedzie gut
dzisiaj o dziwo, maly zjadl troche cieleciny z warzywami i nie musialam tego "dosladzac" (czyt. wcierac banana, jablka itp.), nawet mu smakowalo

a na deser dostal jogurt bananowo-jagodowy... smakowalo mu zdecydowanie bardziej niz danie glowne
ach.. i dzisiaj poklocilam sie z A.

poszlo o "przyszlosc"... w sumie 3 sprawy, jedna to ta, o ktora sie ostatnio czesto klocimy.. czyli jego myslenie o przeprowadzce do UK i moja niechec... druga to taka, ze on (i w sumie ja tez), chce kupic dom, ALE: on sobie wymarzyl domek z basenem... a takie rzeczy, to sprzedaja tutaj, nawet nie tak drogo... tylko, ze w postaci osiedli, najczesciej z daleka od miasta (cywilizacji), na jakiejs gorze... i praktycznie sa to tylko domy, zadnego centrum, zadnego sklepu, wszedzie pod gorke... i ja tam nie chce mieszkac - chyba bym oszalala w takim miejscu... no, a A. pewnie, mowi, ze jego marzeniem jest wykapac sie w basenie, jak wroci zmeczony po pracy - fajnie... ale on przynajmniej bedzie pracowal, caly dzien cos robil, a ja? zamknieta w 4 scianach, bo wszedzie daleko i jeszcze wozek i 40-stopniowy upal w lecie... juz to widze.
dlatego, ja chcialabym oczywiscie domek, ale gdzies blizej miasta... a tu juz nie ma takich luksusow jak baseny (tzn. sa, ale ceny sa astronomiczne!)
a trzecia sprawa, to wlasnie sprawa pracy... A. uwaza, ze jego praca jest najwazniejsza i ja, oczywiscie, moge szukac pracy (a wrecz, on mnie zacheca), ALE (znowu "ale")... moja praca musi byc dopasowana do jego pracy, w sensie nie moze jej zaklocac (odwozenie Jasperka do przedszkola, karmienie go itp.), czyli praca taka, jaka moglabym dostac i wiem, ze dostalabym z latwoscia - odpada (bo to jest praca zmianowa w jednej z gibraltarskich firm bukmacherskich)...
tak sobie mysle, ze ja nie moge miec nie-wiem-jakich wymagan, bo :
a) nie mam doswiadczenia
b) nie mam jakichs znaczacych umiejetnosci, skonczonych studiow typu marketing itp. (co prawda moim duzym plusem jest to, ze znam plynnie angielski, ale to i tak za malo)
takze, mysle sobie, ze jak pojde na rozmowe kwalifikacyjna i zaczne od: "no wiecie panstwo, nie moge tego, nie pasuje mi to, a to koliduje z moim planem zajec", to powiedza mi "a pocaluj sie pani w d..."

jasne, ze bede szukac czegos, co nie zaklocaloby pracy A. (on zarabialby wiecej i dlatego ja sie musze dostosowac), ale wiem, jakie sa realia i jaka prace moglabym dostac
no nic, to na razie gdybanie, bo jeszcze nie wzielam sie na dobre za szukanie...
caly dzien sie dzisiaj o te 3 sprawy klocimy... mimo, ze zadna z nich nie jest na "dzisiaj", wszystkie to przyszlosc, niektore - bardzo odlegle (o ile w ogole tak sie stanie)... jakos jestesmy dzisiaj cieci na siebie
A. pojechal umyc samochod... jak wroci, ja ide na spacer, bo nie chce mi sie z nim siedziec (albo raczej: nie chce mi sie siedziec w tym samym pokoju, co on i patrzec jak on sie przysysa do komputera)
[ Dodano: 2009-03-01, 17:20 ]
przynajmniej Jasperek jest wesoly, caly czas mi tu "spiewa" ba-ua-ua-ua
hehe, ma chlopak glos... slysze, jak szklanki w kuchni pekaja
