Wiem, że nie jest proste, ale najtrudniej zacząć
Proponuję na początek wizytę u fryzjera, kosmetyczki a na deser zakupy
Następnie umów się ze znajomymi i zaszalej (oczywiście wszystko granicach rozsądku, żeby nie popaść ze skrajności w skrajność).
Może, żeby łatwiej było Ci uwierzyć, że da się z takiego stanu wyjść w wielkim skrócie - bo nie chcę nawet do tego wracać myślami opowiem jak moje życie wyglądało przez kilka miesięcy.
Zamknęłam się na ludzi totalnie. Nie wychodziłam nigdzie, a jak się z kimś pod namowami umówiłam to w ostatniej chwili odwoływałam. Moja aktywność ograniczała się do jeżdżenia do pracy, powrotu do domu - leżenia w łóżku i nieprzytomnego patrzenia w tv albo komputer. Byłam złośliwa, nieprzyjemna. Nie widziałam żadnych powodów do radości, wprost przeciwnie - każdy powód był dobry do rozpaczy. Rodzina się o mnie martwiła - chcieli zabrać do psychologa, rozmawiali, tłumaczyli ale żadnych efektów. w sumie nie wiem co się dokładnie stało, że udało mi się z tego podnieść. Może mój znajomy, który nie przyjmował do wiadomości wykrętów od spotkań a może przyjacióła(która zawsze była tak czy siak) z którą wybrałyśmy się na imprezę. W każdym razie poradziłam sobie z tym (a miałam już dziwne, głupie myśli) - chociaż moja rodzina bacznie mnie obserwuje zawsze gdy jestem smutniejsza. Ale ja wiem jedno: Nie pozwolę samej sobie tak się znowu dołować. Bo jakby to nie było to czysty masochizm, życie wystarczająco daje w kość, żeby jeszcze samemu tak się kopać. Czerpię z życia garściami. Ludzie mają poważniejsze kłopoty i się nie poddają, więc czemu ja miałabym sobie i rodzinie fundować takie historie.
Wierzę, że Tobie się uda:)
P.S. a jak czujesz, że potrzebny Ci ktoś kto pomoże fachowo to myślę, że wizyta u psychologa będzie dobrym pomysłem.