Melduję się znowu towarzyszki doli i niedoli.
W ostatnią sobotę byłam z rodziną na cmentarzu, niestety spotkaliśmy znajomych-przyjaciółkę mojej mamy, jej dwie córki i zięciów razem z dziećmi. Oczywiście, trafiłam pod gradobicie pytań. A czemu taka chudziutka jestem, taka bladziutka co z moją anemią, jak rosną dzieci, a czemu nie mieszkam z rodzicami, co robię na te moje skoki ciśnienia.
Aż moje dzieci miały dosyć i wykazały opór bynajmniej nie bierny-nigdy dotąd takich intensywnych ruchów nie czułam. Mam wrażenie, że jak przyjdą na świat to od razu poznają głos pani Kazi i się rozpłaczą.
A jak tam u was dziewczyny? mam nadzieję, że te z anginą już praktycznie zdrowe, a te co nie są chore-że nie będą.