
Nocka u nas ok, laktacja ruszyła na nowo, bo niestety w szpitalu miałam problemy, na szczęście bez dokarmiana się obeszło, choć ciężko było. Nikomu nie życzę takiego powrotu do szpitala, to był jakiś koszmar. Małego z porodówki wypisali z poziomem bilirubiny 12,1, także w granicach fizjologii, ale niestety z dnia na dzień wydawał mi się coraz bardziej żółty, położna była w czwartek i uspokajała mnie, ale mi to jakoś nie wystarczyło i postanowiłam sprawdzić poziom bilirubiny w piątek, no i niestety rósł (14,4), także nie było wyjścia i znów trafiliśmy do szpitala na fototerapię. Teraz wypisali nas z poziomem 7,4 także już powinno być dobrze


A w szpitalu było fatalnie, niby warunki ok, personel ujdzie, ale te zasady mnie wykańczały. Nie można było jeść na salach, ani przez tel. rozmawiać, do tego co chwilę jakieś badania dzieciom robili, rozbudzali, ja już miałam serdecznie dość. W dodatku na sali byłam z dwójką dzieciaczków bez mam, a były to dzieci kilkutygodniowe. Koszmar, nikt się niemi nie przejmował, płakały i płakały...


Piszecie o porządkach, mój R. też lubi pobałaganić, ale widzę, że trochę się zaczyna pilnować, chyba zauważył, że przy Tuśce, to lepiej zbierać po sobie rzeczy

