heeej z rana
położyłam się wczoraj wcześniej a i tak jak budzik zadzwonł to miałam ochotę go unicestwić
tosia, co do porodu... ja miałam cholernie ciężki poród, z zanikającym tętnem u dziecka, z utratą przytomności przeze mnie, skończył się łamaniem obojczyka u młodego i moimi poturbowanymi żebrami... nic, co by opisywać z większą ilością szczegółów.... ale... pomimo wszystko były to piękne chwile... potem mi położna powiedziała, że ani razu nie krzyknęłam, że tylko trochę sapałam, a wszyscy się dziwili, że przy takim obrocie sprawy nie słyszy mnie pół szpitala... a to za sprawą innej położnej, która mi powiedziała, żeby się wsłuchać w siebie... bo to jest piękne, jak wszystko się dzieje... i tak było... zresztą, bolało, jak cholera, nie ma co ściemniać, ale o tym bólu zaraz zapomnisz... zobaczysz te maleństwo, które zacznie płakać i jak Ci położą na piersi to już o całym świecie zapomnisz...
Karola, masz rację z tym proszeniem o pomoc... ja miałam taki problem, bo nie potrafiłam... szczególnie to się odbiło na Krzyśku, bo po 6 latach bycia samotną matką naprawdę uważałam, że facet jest tylko do jednego i tylko na chwilę... a się uczepił cholernik
i ciągle jest... i pozwoliłam się przekonać, że jest mnóstwo rzeczy, które on może zrobić za mnie... ale
Tosia, Kochana... wszystko przed Tob, może teraz jest ciężko i przydałby się już, ale możesz Pana małymi, drobnymi kroczkami wciągnąć do pomocy... a niedługo będziesz miała dodatkowy argument...
Karola, Tosia noo, tak się zagadałam, że zapomniałam o kawę poposić i tak klepię te literki o suchym pysku